Walentynki nie mają długiej historii w naszym kraju. Sięgając pamięcią do lat 90-tych, jeśli walentynki nie wypadły akurat w zimowe ferie, 14 lutego uruchamiano w szkołach miłosną pocztę. Każdy mógł wrzucić tam kartkę z wyznaniem, także anonimowym. Później, podczas lekcji, walentynki były roznoszone do adresatów. I tyle…
Obecnie sytuacja „trochę” się zmieniła. Półki sklepowe uginają się od gadżetów – słodyczy, pluszowych miśków, w kwiaciarniach ustawiają się kolejki zakochanych. Jak mówi pracownica kwiaciarni Słonecznik, zamówień jest dużo więcej niż na co dzień. – Najczęściej klienci kupują róże lub gotowe bukiety z różnych kwiatów. Popularne są też frezje, storczyki, tulipany – mówi pani Urszula. Niektóre bukiety są bardziej okazałe od innych. Dziś w ręce jednej z koninianek trafią dwie wiązanki, do pracy i domu, każda warta 400 zł. – Pamiętam, jak kiedyś pewien pan kupił 200 róż za jednym razem za 1,5 tys. złotych – mówi pan Tadeusz. Po bukiety nie trzeba jednak stać w kolejkach. – Na życzenie kwiaty rozwozimy. Reakcje są zawsze bardzo wzruszające. Kiedyś zawiozłem bukiet i kobieta się przy mnie popłakała. Okazało się, że zamówił go mąż z zagranicy. Teraz świat jest mały – przyznaje. Zamówienia przyjmują więc i z Dallas w Teksasie, i z Kazachstanu. Dziś dostarczą prawie 100 wiązanek.
Kwiatowy prezent od taty dla mamy robi także Ada. – Bo tata jest nieśmiały – mówi.
Olga Boksa, Anna Chadaj