Radek Ładczuk to ceniony operator w świecie filmowym, także zagranicznym. Tym razem głośno jest o nim za sprawą filmu „Surfer” w reżyserii Lorcana Finnegana. W tej produkcji w roli głównej wystąpił amerykański aktor Nicolas Cage.
Z Radkiem Ładczukiem, który jest również laureatem „Benedykta” przyznawanego przez Przegląd Koniński, rozmawialiśmy niejednokrotnie przy okazji wcześniejszej pracy artysty nad filmami, między innymi nad głośnymi „Salą samobójców” czy „Hejterem” w reżyserii Jana Komasy. Chcieliśmy wiedzieć, czy gdy szykuje się do pracy nad filmem jako operator, od razu patrzy na scenariusz obrazami? – Najprościej mówiąc, czytam scenariusz emocjami. Są takie, które do mnie trafiają, bo są pisane przez bohatera. Jeśli mogę się z nim zidentyfikować, nawet gdy jest negatywną postacią, to jest tekst, przy którym mogę pracować w pełni, oddać siebie – mówił w rozmowie z „Przeglądem Konińskim”.
Pytaliśmy go również o Hollywood, jako dążenie do najwyższego szczytu, bo tak jest traktowane to miejsce dla wielu filmowców. Wtedy mówił, że dla niego ważne jest, czy tekst jest dobry i, czy stwarzane warunki produkcyjne są do zaakceptowania. – Jeśli scenariusz przychodzi z jakiegokolwiek kraju i rozmowa z reżyserem jest dobra, warto to robić, bo z tego może powstać ciekawy film. Miałem szczęście pracować międzynarodowo i chciałbym to utrzymać. Kiedy przyjeżdżasz do innego kraju, nikt na dobrą sprawę nie wie kim jesteś, jako „obcego” traktują cię z trochę większym respektem i lubię tę pozycję – mówił Radek Ładczuk.
zdj. Jarosław Sosiński