– Sejmowa komisja rolnictwa, której jest Pan przewodniczącym pracowała nad tym, w jaki sposób pomóc lokalnym producentom. O jaką pomoc chodzi?
– To program Lokalna półka. Założenie jest takie, że dwie trzecie produktów w sklepie musi pochodzić od lokalnych producentów żywności. Chodzi o skrócenie łańcucha dostaw. Przecież nie trzeba dowozić żywności do Białegostoku z Poznania. Tam na miejscu też żywność jest produkowana. To miejscowi producenci – mleczarnia w Koninie, Kole, Strzałkowie, Turku ma dostarczać swoje wyroby lokalnie. Odwrócimy ten trend, bo dzisiaj łatwiej jest kupić serek wiejski ze Strzałkowa w Warszawie niż w Koninie. Wtedy te sklepy będą mogły być kontrolowane. Będą pewne wymogi. Będzie można pytać, dlaczego nie mają produktów lokalnych? No i będzie można egzekwować. A dziś tego nie możemy zrobić.
– W jaki sposób rolnik będzie mógł sprzedać swój produkt do marketu?
– Najpierw będą musiały powstać Handlowe Centra Dystrybucyjne, gdzie większe partie tych produktów będą kierowane do sieci handlowych. Często producenci malin skarżą się, że owoc jest sprowadzany z zagranicy, a ich nie jest kupowany. Jeżeli sklep będzie musiał mieć dwie trzecie produktów lokalnych, to wtedy będzie zainteresowany kupowaniem tych malin na miejscu, a nie tylko sprowadzaniem z Hiszpanii czy Maroka. Wtedy zyska również konsument, bo będzie przekonany, że kupuje lokalnie, wspiera lokalnych producentów. Będzie zachowany także ten kupiecki patriotyzm. Często jesteśmy pytani, dlaczego nie są wspierani lokalni rolnicy? Dlaczego warzywa sprowadzane są z Holandii, mięso z Danii? Zwracają się do nas i proszą, by coś z tym zrobić. Ważne jest, że chcieć tego muszą i konsumenci, i producenci. To były ostatnie prace prowadzone przez komisję rolnictwa. Będzie ustawa.
– Komisja pod Pana przewodnictwem pracowała także nad przyszłością rozwiązań opłacalności. Co należy zrobić, by zagwarantować opłacalność na przykład producentom owoców?
– Często przewaga kontraktowa, przewaga przetwórcy jest bardzo duża, ponieważ rolnik nie ma zapewnionej ceny. Przyjeżdża z przysłowiowymi malinami do skupu i okazuje się, że dostanie za nie 4 zł za kilogram. Rozwiązania znaleźliśmy w ustawie hiszpańskiej. Trzy miesiące temu prezydium naszej komisji rolnictwa było w Hiszpanii. Spotkaliśmy się z tamtejszym ministrem rolnictwa. Przepracowaliśmy tę ustawę, jest w rządzie i będzie skierowana pod obrady w kolejnym parlamencie, bo teraz już nie zdążymy. Ten projekt gwarantuje taką opłacalność. Instytut Ekonomiki Rolnictwa wylicza cenę, że za pomidora przetwórca może płacić 1,50 zł najmniej, bo taka jest opłacalność i nikt nie może dać mniej. Może ewentualnie zapłacić więcej, jeśli jest podaż. Tak jak pracownik ma minimalną płacę godzinową i pracodawca nie może mu zapłacić mniej. A dlaczego rolnika możemy krzywdzić? Rolnik przyjeżdża, nie wie jaka będzie cena, a ktoś wystawi sobie cenę złotówkę za pomidory. Wtedy nie będzie mógł dać takiej ceny, jeśli IER wyliczył opłacalność minimalną na 1,50 zł, a za pszenicę minimum 1.000 zł. Jeśli ktoś za dany produkt zapłaci mniej to będą instytucje, którym będzie można zgłosić tę sprawę, że przedsiębiorca nas oszukuje, bo płaci poniżej kosztów opłacalności.
– W poprzednich latach komisja wypracowała przecież ustawę o minimalnych cenach.
– Unia Europejska nie zgodziła się na wprowadzenie minimalnych cen, a o to postulowali rolnicy. Okazuje się że to jest niekonkurencyjne. Chodziło o to, że zrobilibyśmy minimalną cenę na jakiś produkt, mogło okazać się, że jest opłacalna i wszyscy będą to produkowali, i będzie nadprodukcja. Często jest tak na przykład w produkcji mleka, że ktoś nagle obniża o połowę jego cenę. Rolnik nie ma na to wpływu. Ale jeśli będzie wyliczona cena, to nikt nie może mniej płacić. Chociaż koszty produkcji miałby rolnik zwrócone. Rolnictwu jest potrzebna stabilizacja i zapewnienie przyszłości. Rolnik planując swoją produkcję czy zasiewy myśli o tym, że będzie sprzedawał dopiero w przyszłym roku. Ale nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego, bo ta cena będzie wyliczana dopiero na podstawie bieżącej sytuacji. Jeżeli ktoś kupi po wyższych cenach nawozy i materiał siewny, to koszty były wyższe.
– Wojna w Ukrainie spowodowała, że polscy rolnicy znaleźli się w niekorzystnej sytuacji przez import zboża z tego kraju. Komisja rolnictwa od razu na to zareagowała.
– Napływ kilku milionów ton zbóż na nasz rynek spowodowało zachwianie cen. One nie tylko spadły u nas, ale również w całej Europie. Przecież nie jesteśmy wyspą i te ceny pochodzą z giełd ogólnoeuropejskich i światowych. Spowodowało to obniżkę cen o 100 procent. W normalnych czasach nigdy się tak nie działo. Uchwaliliśmy ustawę o dopłatach do zbóż, aby rolnicy mogli przetrwać, a przede wszystkim żebyśmy mogli wyeksportować to zboże. To nam się udało. Wyeksportowaliśmy ponad 8 mln ton zbóż. To bardzo dużo. Rolnicy mogli opróżnić swoje magazyny i przygotować się do żniw. Była w tym wszystkim decydująca rola komisji rolnictwa. Reagowaliśmy na sytuację na bieżąco.
Materiał promocyjny finansowany przez Biuro Poselskie