Po kryzysie, a wręcz zapaści w polskiej transplantologii, wywołanej przed laty przez polityków, a później po przerwie spowodowanej pandemią COVID-19, która zahamowała liczbę pobrań, sytuacja wraca do normy. Lekarze z konińskiego szpitala również słyszą więcej zgód na pobranie organów niż odmów.
Warunkiem pobrania jest stwierdzona komisyjnie śmierć mózgu. – Od początku roku do lipca stwierdziliśmy siedem przypadków śmierci mózgu u pacjentów naszego szpitala – informuje Marek Bredow. – W pięciu przypadkach była zgoda i udało się wykonać wielonarządowe pobrania. Dwie rodziny odmówiły.
Lekarz podkreśla, że w tak trudnych sytuacjach, absolutnym priorytetem jest zachowanie pełnego szacunku wobec rodziny. – Rozmowy prowadzimy bardzo delikatnie – mówi Marek Bredow. – Na bieżąco informujemy bliskich o stanie pacjenta. W przypadku śmierci mózgu tłumaczymy, co to oznacza. Że pacjent nie żyje, a jego serce bije tylko dzięki aparaturze. Staramy się odpowiadać na wszystkie pytania, nie naciskać. Czasem rodziny same wychodzą z inicjatywą oddania narządów, czasem potrzebują chwili, by zrozumieć sytuację.
Średnio w roku w konińskim szpitalu stwierdza się kilka przypadków śmierci mózgu u osób, które mogą być dawcami. – Najczęściej pobieramy nerki i wątrobę – mówi Marek Bredow. – To dwa narządy, które mają największe znaczenie i można je stosunkowo długo przechowywać, nawet do 12 godzin. Serce trzeba przeszczepić w ciągu 4 godzin, dlatego nie zawsze udaje się znaleźć odpowiedniego biorcę w tak krótkim czasie. Możliwości transplantacji są jednak znacznie szersze. Możemy pobrać płuca, trzustkę, jelita, a także tkanki: rogówki, skórę, ścięgna. Oczywiście nie każdy dawca się do wszystkiego kwalifikuje. Wiele zależy od wieku, stanu zdrowia, przebytych chorób, urazów, itd.
Pobranie narządów nie odbywa się – jak niektórzy błędnie sądzą – w prosektorium. To w pełni profesjonalny, chirurgiczny zabieg w sali operacyjnej. – Podczas operacji wszystkie funkcje narządowe (krążenie, oddychanie) są sztucznie podtrzymywane. To umożliwia zachowanie narządów w dobrym stanie w momencie pobrania – tłumaczy koordynator.
Zadaniem konińskiego zespołu ds. transplantacji jest przygotowanie pacjenta: wykonanie badań obrazowych, laboratoryjnych, przekazanie pełnej dokumentacji do Poltransplantu w Warszawie, który decyduje do jakich biorców trafią poszczególne narządy. Wtedy do konińskiego szpitala przyjeżdżają zespoły z innych placówek z kraju. – Czas ma tu kluczowe znaczenie – podkreśla Marek Bredow. – Gdy tylko stwierdzona zostaje śmierć mózgu i rodzina wyrazi zgodę, procedura uruchamiana jest natychmiast. Najczęściej już w ciągu kilku godzin wiemy, kto i kiedy przyjedzie. Pobrania zwykle odbywają się w nocy lub nad ranem. Potem zespoły rozjeżdżają się do swoich ośrodków, gdzie natychmiast rozpoczyna się przeszczepianie.
Czy rodziny chcą wiedzieć, komu pomogły? – Wielu bliskich zmarłych chce chociaż otrzymać podstawowe informacje – odpowiada lekarz. – Wtedy odpowiadamy ogólnie, czy to była kobieta, mężczyzna, w jakim wieku, z jakiego rejonu Polski. Czy narząd pracuje. To często daje rodzinom poczucie sensu. Że śmierć ich bliskiego nie poszła na marne. Z drugiej strony dla biorców świadomość, że bije w nich serce kogoś, kto np. zginął w wypadku, niesie olbrzymi ładunek emocjonalny.
Marek Bredow funkcję koordynatora ds. transplantacji łączy z codzienną pracą na oddziale intensywnej terapii. Podkreśla jednak, że w proces transplantacji zaangażowanych jest więcej osób. – Pomagają pielęgniarki, lekarze z różnych oddziałów. Każdy ma swoją rolę: od prowadzenia pacjenta, przez przygotowanie dokumentacji, po logistykę całego procesu. To wspólny wysiłek wielu ludzi – podkreśla.
Śmierć młodej kobiety w konińskim szpitalu zakończyła się czymś więcej niż tragedią. Jej narządy trafiły do czterech osób, kobiet i mężczyzn w średnim wieku. Żyją, funkcjonują i wracają do zdrowia. Jedna zgoda sprawiła, że w innych dramatach zakwitła nadzieja. –Transplantologia to nie tylko medycyna. To akt najwyższego człowieczeństwa. Oddać cząstkę siebie, by ktoś inny mógł żyć, to… coś niezwykłego – podkreśla Marek Bredow.