Ziewamy wczesnym rankiem, wieczorem… W sytuacjach kiedy jesteśmy przemęczeni, przepracowani albo najzwyczajniej znużeni. Zjawisko polega na otwarciu ust i trwa około 6 sekund. Najpierw następuje głęboki wdech, krótki bezdech i wypuszczenie powietrza. Zdarza się wybiórczo, jednorazowa, ale może się też wielokrotnie powtórzyć.
Kiedy nikt nas nie widzi ziewajmy do woli. Kiedy zaś jesteśmy w otoczeniu ludzi należy zachować dyskrecję. Ogólnie przyjętą normą w takich momentach jest zasłonięcie ust i zrobienie tego w jak najmniej zauważalny sposób. Możemy również zacisnąć usta i udawać, że się uśmiechamy, lecz uwaga to trudne. W chwili kiedy czujemy, że ono zaraz nastąpi można wykorzystać jeszcze jeden trik, a mianowicie spróbować przyłożyć koniec języka do podniebienia. Ponoć to pomaga, zatem próbujmy. A wszystko za sprawą pewnej szczególnej sieci komórek nerwowych tak zwanych "komórek lustrzanych". Komórki te pobudzają się do pracy zawsze, gdy przygotowujemy się do wykonania jakiejś czynności lub obserwujemy zachowania innych.
Okazuje się, że tak. Kiedy ktoś je zapoczątkuje reszta osób najprawdopodobniej będzie zachowywać się podobnie. Dzieje się tak na skutek procesu zachodzącego w mózgu nazywanego odbiciem w lustrze, który zachęca do naśladownictwa.
Czynność ta dostarcza odpowiednią ilość tlenu do płuc, rozszerza oskrzela, korzystnie wpływa na układ nerwowy, powoduje zwiększone wydzielanie płynów ustrojowych m.in. łez, poprawia krążenie przez lepsze dotlenienie organizmu i ogólnie rzecz ujmując poprawia nastój.
Niektórzy specjaliści uznają, iż ziewanie to szybka i skuteczna metoda relaksacyjna, rozluźniająca, przynosząca lekki błogostan. Dlatego radzą nie powstrzymywać ziewania, kiedy organizm domaga się lepszego dotlenienia, co się znów wiąże z poprawą pracy mózgu. Poza tym uczeni z Pensylwanii opracowali tezę, którą nazwali ,,teorią budzika". Wyjaśnia ona zasadność ziewania: robimy to wtedy, gdy ze stanu spoczynku musimy przejść do działania lub gdy musimy pracować, choć odczuwamy zmęczenie i chce nam się spać.
MK