-
Nigdy nie powiedział mi, że jestem złym człowiekiem, nigdy nie oceniał przez
pryzmat tego jak żyłem. Byłem dla niego ważny! – tak o księdzu Janie
Kaczkowskim mówił dziś Patryk
Galewski, bohater filmu „Johnny". Na wyjątkowe spotkanie zaprosił publiczność
ksiądz Tadeusz Jelinek, proboszcz Parafii Ewangelicko-Reformowanej w Żychlinie.
Patryk
Galewski był złodziejem, narkomanem, recydywistą… Mając 23 lata poznał księdza
Jana Kaczkowskiego. Pierwsze spotkania – jak sam dzisiaj przyznał - nie były łatwe,
a Patryk nie zamierzał zaprzyjaźniać się z „dziwnym” duchownym. – Ale Jan,
oprócz tego, że był bardzo inteligentnym człowiekiem, był też bardzo sprytny –
mówił. – Sprawił, że zacząłem wkręcać się w to życie. Czułem, że on przy mnie
jest.
Wyjątkowa
znajomość, jak się szybko okazało – ocaliła życie Patryka Galewskiego, który nigdy
nie zaznał szczęśliwego dzieciństwa. Ojciec alkoholik, wielokrotne próby
samobójcze (pierwsza w wieku 13 lat), rzeczywistość zamazana przez narkotyki
(od 12 roku życia) i alkohol. Potem dilerka, areszty, więzienie, bójki…
- Po
raz pierwszy spotkałem Jana przed szkołą, w której on uczył, a ja handlowałem narkotykami
– wspominał Patryk Galewski. – Potem „za karę” zostałem skierowany do puckiego
Hospicjum założonego przez Jana. Nie bardzo chciało mi się tam pracować.
Pewnego razu, jak miałem grabić liście stałem oparty o brzozę, znowu go
zobaczyłem. Myślałem, że będzie mnie umoralniał, a on powiedział: „fajnie, ze
jesteś, Patryk, co u ciebie słychać?” Nikt w tamtym
momencie mojego życia nie cieszył się na widok mojej osoby. Oczywiście, w
tamtym momencie naobiecywałem, że będę przychodził, ale nie przychodziłem. Gdy znów
się pojawiłem, podszedł do mnie i usłyszałem: „ no w końcu jesteś, martwiłem się o ciebie. Może
pojedziemy do McDonalda?”. Odpowiedziałem, że nigdzie nie jadę z facetem w
sukience. O on na to: „luzik, pojedziemy skrótami”. W związku z tym, że McDonaldzie
byłem raz, zgodziłem się.
To tylko jedna z wielu historii
pokazujących, jak bardzo księdzu Janowi Kaczkowskiemu zależało by pomóc
zagubionemu młodemu człowiekowi. Patryk Galewski opowiedział dziś ich więcej.
Mówił o tym, jak ogromne wrażenie zrobiła na nim praca w hospicjum i co dał kontakt
z umierającymi. – Kiedyś Jan, sam będąc już ciężko chorym, powiedział, że umierająca
osoba jest w stanie ucieszyć się z dwóch rzeczy: że widzi bliską osobą i że
widzi osobę wolną. To było do mnie! -
powiedział Galewski. – Tak naprawdę Jan miał na mnie plan, zachęcał do
gotowania, studiów. Był dla mnie ojcem.
Dzięki świadectwu
Patryka Galewskiego po raz kolejny mogliśmy się „spotkać” z księdzem Janem, wyjątkowym duchownym. – On po prostu kochał ludzi – mówił gość dzisiejszego
spotkania. – Bardzo za nim tęsknię i jestem mu wdzięczny za to, że nauczył mnie
w tak piękny sposób czuć życie. Byłbym egoistą, gdybym tę przestrzeń
miłości zostawił dla siebie. Muszę ją oddać innym. Dlatego właśnie powstała rodzinna
Fundacja PaKa (Patryk-Kaczkowski), im. Księdza Jana Kaczkowskiego. Organizujemy
warsztaty kulinarne i spotkania edukacyjne w domach dziecka, zakładach poprawczych,
szkołach, kościołach. Jest to świadectwo mojej relacji z Janem. Tam, gdzie
gotujemy wykorzystuję tę samą taktykę, co Jan. Rozmawiam tą samą mową, co
uczniowie, w więzieniu nawijam więziennym językiem, w domu dziecka opowiadam o
swoim dzieciństwie. To przeogromnie działa. Miłość, którą dostałem od Jana
przekazuję innym.
Fundacja im. Księdza Jana potrzebuje
wsparcia finansowego na działalność. Patryk Galewski zachęca o przekazanie 1
proc. podatku. Każdy sposób jest dobry.