– Nie spocznę, póki nie dowiem się, co się stało z moją siostrzenicą – mówi Izabela Jankowska, ciocia Andżeliki Rutkowskiej, która zaginęła 26 lat temu. Teraz pojawiła się nadzieja, że tajemnica zostanie odkryta. Anonimowy darczyńca obiecał 70.000 zł osobie, która doprowadzi do wyjaśnienia zagadki zaginięcia dziecka.
31 stycznia 1997 roku. To był ostatni dzień ferii zimowych. 10-letnia Andżelika Rutkowska, około 13.00, wyszła z domu, by pobawić się na podwórku, na starym mieście w Kole, na pobliskich ulicach Kajki i Pułaskiego. – Była bardzo energicznym dzieckiem. Nie usiedziała w miejscu, ciągle w ruchu, szybko. Typ chłopczycy, częściej z chłopcami spędzała czas. Była bardzo związana z dziadkami. Dziadek odwoził ją do szkoły, zawsze trzymała się blisko, nie odchodziła nigdy sama poza okolice domu. Bała się wody. Latem wchodziła do niej co najwyżej po kolana. Ulica Kajki, odcinek do muzeum – to był jej świat. Tu się zresztą wszystkie dzieciaki bawiły, to były inne czasy – opowiada Izabela Jankowska.
Tego dnia pani Izabela wybierała się ze swoim synkiem do lekarza. – Andżelika chciała iść ze mną, ale jej odradziłam, że się wynudzi w kolejce do lekarza. I zgodziła się. Tu moja mama ubrała ją w czapeczkę, kurteczkę. Wzięła klucz na szyję i poszła. Jeszcze była u swojej mamy, pobawiła się z młodszą siostrą, a potem znów poszła na podwórko. Sąsiad widział ją na krzyżówce Kajki i Pułaskiego, szła w stronę muzeum. Potem, po latach, okazało się, że jeszcze drugi sąsiad przy drugiej krzyżówce przy muzeum, widział ją z dwoma kolegami – wspomina.
Około 16.00 dziadek zawołał Andżelikę do domu na obiad, ale dziewczynka się nie pojawiła. Bliscy rozpoczęli poszukiwania, rozpytywali sąsiadów i znajomych. – W dzień poszukiwań każdy z dzieciaków twierdził, że jej nie widział, a dopiero potem okazywało się, że to jednak jest nieprawdą – mówi Izabela Jankowska.
Tego samego dnia krewni o zaginięciu powiadomili policję. – Prosiliśmy o psa tropiącego, ale policjant nam odmówił, bo suka ma cieczkę. Tylko łodzią motorową i bosakami sprawdzili Wartę. Po trzech miesiącach sprawa została umorzona – opowiada kobieta. Ma żal do policji i straciła do niej zaufanie. – Gdy poszłam zgłosić jakiś trop, usłyszałam: „Wie pani, ile samochodów ginie?”. Policjant tak się odzywa. Policja nie przesłuchała tutaj wszystkich osób. Nie zrobili tego, co trzeba. Dowiaduję się o tym teraz, po czasie. Sami prosiliśmy o symulację progresywną, która pokazuje, jak dziś mogłaby wyglądać Andżelika. Teraz cały czas twierdzą, że mimo że sprawa jest umorzona, to gdy się coś nowego pojawi, to wznowią, ale gdy z czymkolwiek się pójdzie, to nie sprawdzają.
Od zaginięcia Andżeliki minęło 26 lat. Krewnym upłynęły one na niezliczonych próbach jej odnalezienia i odkrycia prawdy. Dziadkowie dziewczynki nie doczekali wyjaśnienia tej tajemnicy. – Mój tata załamał się, rozchorował i zmarł. Potem zmarła mama. Tata Andżeliki nie żyje, mama nadal jej szuka, ale ja mam więcej możliwości. Siostra nie ma samochodu, internetu, boryka się ze swoimi problemami, jest schorowana. Ja jestem bardziej uparta, ona się chyba pogodziła.
Przez lata rodzina zwracała się o pomoc do jasnowidzów. – Nie zliczę ilu. Teraz już dałam sobie spokój, bo wersje były przeróżne. Każdy mówił co innego. Była i woda, i to że Andżelika nadal żyje, że została porwana, zamordowana. Wszystkie tropy sprawdziliśmy. I nic.
Pojawił się też trop włocławski. – Dwa tygodnie po zaginięciu jasnowidz wskazał na Włocławek. Mówił, że Andżelika miała łańcuszek na szyi, a nikt o tym nie wiedział. Pojechaliśmy tam od razu. Bufetowa na dworcu popłakała się, mówiąc, że taka dziewczynka trzy dni wcześniej tam była. Spacerowała sama od stolika do stolika, nie mówiła z kim jest i nie było tego widać. Przysiadła się do jakiejś starszej kobiety, z którą rozmawiała. Mój tato z moim mężem tydzień spali w samochodzie przy dworcu. My z siostrą dojeżdżałyśmy autobusem. Plakatowaliśmy Włocławek, szukaliśmy, obserwowaliśmy dworzec, ale przez ten czas nikt podobny do Andżeliki się nie pojawił.
Dwa lata temu rodzina zgłosiła się o pomoc do krakowskiego Archiwum X. – Policjant zgodził się zrobić analizę tej sprawy. Ale były bardzo duże problemy, bo nie mamy dokumentów, a główne akta sprawy są zniszczone. Są tylko podręczne notatki. Teraz chcielibyśmy, aby śledztwo zostało wszczęte. Liczymy też na to, że pojawią się nowe informacje po tym, jak zgłosił się darczyńca – mówi Izabela Jankowska.
W ostatnim czasie osoba, która chce pozostać anonimowa, zaoferowała 70.000 zł temu, kto udzieli informacji doprowadzających do wyjaśnienia sprawy. – To zupełnie dla nas obca osoba. Napisała do nas wiadomość przez grupę, że pomoże w sprawie. Jeżeli ktoś ma informacje i powie prawdę, to przekaże jej 70.000 zł – mówi pani Izabela. Dlaczego zdecydowała się na taki krok? – Bo trzeba sobie pomagać. I tyle.
Ciocia Andżeliki zapewnia, że nie spocznie, dopóki nie dowie się, co się stało z jej siostrzenicą. Jest przekonana, że ktoś zna prawdę o jej zaginięciu. – Znalazłam drugiego adwokata i będziemy znów walczyć o wznowienie śledztwa. To priorytet. Coś nie pozwala mi popuścić. Ktoś zna prawdę. Jestem o tym przekonana i jest to ktoś znajomy. Tu się przecież wszyscy znają. Na pewno coś ukrywają koledzy – mówi.
W widocznym miejscu w mieszkaniu pani Izabeli stoi fotografia Andżeliki. Do dziś jej chrzestna przechowuje rzeczy dziewczynki. Ma też zdjęcia rodzinne zrobione przy różnych okazjach, też to z ostatnich wspólnie spędzonych wakacji. – Żyję w zawieszeniu. Wciąż zadaję sobie pytanie, co by było, gdybym tamtego dnia zabrała ją ze sobą. Teraz nie ma dnia, bym o niej nie myślała. 15 lutego miała urodziny. Teraz miałaby 36 lat, ale dla mnie nadal jest dzieckiem, bo to wszystko jakby się wydarzyło wczoraj, jakby się czas zatrzymał. To ja wybrałam dla niej imię. Dlaczego Andżelika? Po prostu mi się podobało.
Pani Izabela wierzy, że Andżelika żyje. – Mam taką nadzieję i póki sprawa się nie wyjaśni, będę czekać...
Z KPP w Kole otrzymaliśmy informację, że policja nadal prowadzi poszukiwania. – Odnośnie zaginięcia Andżeliki Rutkowskiej w Komendzie Powiatowej Policji w Kole cały czas prowadzona jest sprawa poszukiwawcza. Sprawdzany jest każdy wątek, każda informacja. Cały czas wykonujemy działania, ostatnio nawet przy pomocy georadaru. Niestety, żadna z informacji, które w ostatnim czasie otrzymaliśmy, nie potwierdziła się i nie pomogła w wyjaśnieniu okoliczności zaginięcia dziewczynki – poinformował st. asp. Daniel Boła, oficer prasowy KPP w Kole.
abk