Kruche, pachnące i bardzo słodkie. Z niezliczoną ilością bakalii i białym makiem w nadzieniu. Trudno wyobrazić sobie Dzień Świętego Marcina bez świętomarcińskich rogali. Co roku w całej Wielkopolsce, skąd wywodzi się tradycja słodkich wypieków, przed cukierniami ustawiały się długie kolejki, a główna ulica Poznania tętniła życiem. Dziś radosne święto obchodzimy skromniej, co nie oznacza jednak, że na naszych stołach nie pojawi się zakręcony smakołyk.
Tradycja rogali świętomarcińskich, nazywanych najsłodszym symbolem Poznania, wywodzi się z czasów pogańskich, gdy podczas jesiennego święta składano bogom ofiary z wołów lub z ciasta zwijanego w wole rogi. Później zwyczaj ten przejął kościół, łącząc go z postacią świętego Marcina, symbolem dobroczynności. Kształt ciasta interpretowano jako nawiązanie do podkowy, którą miał zgubić koń świętego.
W 1901 roku zwyczaj wypieku rogali przejęło Stowarzyszenie Cukierników. Teraz, aby sprzedawać rogale pod nazwą świętomarcińskie, konieczny jest specjalny certyfikat. Rogal wpisany jest bowiem do rejestru chronionych nazw pochodzenia i oznaczeń geograficznych w UE. Może być wytwarzany tylko w Poznaniu i Wielkopolsce, zgodnie z określoną procedurą i przepisem. Cukiernie, które nie posiadają certyfikatu, sprzedają rogale pod nazwą „na białym maku”.
Dzień Świętego Marcina kultywowany jest szczególnie w Poznaniu. Od lat na najdłuższej ulicy imienia świętego organizowane są barwne korowody, które przyciągają turystów. Certyfikowane cukiernie nie nadążały z wypiekami. Szacuje się, że co roku w Poznaniu, w okresie 11 listopada, mieszkańcy i turyści zjadali nawet 1 mln sztuk tego regionalnego przysmaku. Dziś, ze względu na ograniczenia, cukiernicy już liczą straty. Mają jednak nadzieję, że tradycja przetrwa trudny czas i znów na ulicę Święty Marcin wróci życie.