– Trudno powiedzieć, że nagle wirus spowolni i w lipcu będziemy mogli przeprowadzić jakiekolwiek wybory: korespondencyjne, tradycyjne czy mieszane – mówi Piotr Korytkowski.
Przypomnijmy, że prezydent Konina 24 marca skierował pismo do premiera Mateusza Morawieckiego, w którym apelował o przesunięcie wyborów z 10 maja na czas po opanowaniu epidemii. Jak ocenia to, co się stało w ostatnich dniach? Wiadomo, że nie wybieramy dzisiaj prezydenta Polski, jednak formalnie wybory odwołane nie zostały. – Wszyscy oczekiwaliśmy, że one się nie odbędą 10 maja. Kompletnie jednak nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego w dalszym ciągu jest to utrzymywane przez rząd w takiej formie prawnej – mówi Piotr Korytkowski. – Dziwną sytuacją jest też, że podstawą do nieprzeprowadzenia wyborów jest porozumienie dwóch liderów partii, które przecież nie jest źródłem prawa. Opozycja, głowy prawnicze i samorządy od dawna apelowały do rządu, by wprowadzić stan klęski żywiołowej, co rozwiązałoby ten problem nielegalności wyborów. A tak, w dalszym ciągu mamy stan przed wyborami i niebywały paraliż, bo poprzez ustawę antycovidową PKW została pozbawiona swoich uprawnień do przeprowadzenia wyborów, tym samym również samorządy.
Oficjalnie nowa konkretna data wyborów na prezydenta RP nie została jeszcze podana. Wskazuje się na terminy lipcowe. – Będę realizował te zadania, do których jestem zobowiązany na podstawie prawa – mówi prezydent Konina. – Lipiec to ostatni możliwy termin konstytucyjny, bo w sierpniu kończy się kadencja Andrzeja Dudy. Natomiast trudno powiedzieć, że nagle wirus spowolni i w lipcu będziemy mogli przeprowadzić jakiekolwiek wybory: korespondencyjne, tradycyjne czy mieszane. Wszystko zależy od tego, jak będzie się rozwijała pandemia w Polsce.