Dzisiejszy „Fakt” donosi, że poseł Bartosz Józwiak z Kukiz’15 wynajmuje za pieniądze publiczne mieszkanie w Warszawie od swojej przyjaciółki, która zresztą jest pracownikiem jego biura. Czynsz to 2.200 złotych (brutto), czyli dokładnie tyle, ile Kancelaria Sejmu zwraca każdemu posłowi spoza Warszawy za wynajęcie lokum w stolicy. W tej sprawie skontaktowaliśmy się z konińskim i gnieźnieńskim biurem posła Kukiz’15. On sam w mediach społecznościowych opublikował oświadczenie.
Poseł Józwiak pochodzący z Wrześni, który zdobył mandat w okręgu konińsko-gnieźnieńskim, jak czytamy w dzienniku, z Sylwią D. zna się od lat. Oboje są archeologami i wspólnie pisali prace naukowe, działają też w Unii Polityki Realnej. „Fakt” sugeruje, że pana posła i kobietę łączy coś więcej niż tylko praca i zainteresowania, a nawet coś więcej niż przyjaźń.
Jak się okazuje, poseł wynajmuje od Sylwii D. mieszkanie w Warszawie (w którym zresztą byli widziani oboje), a płacą za to podatnicy. Miesięcznie jest to 2.200 złotych (brutto), czyli dokładnie tyle, ile Kancelaria Sejmu zwraca każdemu posłowi spoza Warszawy za wynajęcie lokum w stolicy.
Umowa najmu lokalu między parlamentarzystą a właścicielką mieszkania została podpisana zaledwie kilka dni po objęciu przez Bartosza Józwiaka mandatu posła.
Skontaktowaliśmy się z konińskim biurem Bartosza Józwiaka. Usłyszeliśmy, że prawdopodobnie poseł jest na posiedzeniu komisji i nie ma z nim kontaktu. A czy jest szansa na jego komentarz w sprawie dzisiejszej publikacji „Faktu”? – Nie wiem, na razie nie mam żadnej odpowiedzi – poinformowano nas.
W gnieźnieńskim biurze o publikacji nie słyszeli. Jego przedstawiciel po naszym sygnale rozmawiał z Bartoszem Józwiakiem i chwilę później poinformował nas, że poseł z naszą redakcją się skontaktuje.
Jest komentarz posła Józwiaka
Niedawno w mediach społecznościowych pojawiło się oświadczenie
posła Bartosza Józwiaka. Oto jego pełna treść: „Zostałem dziś „bohaterem” okładki najbardziej popularnej gazety w
Polsce. Myślałem, że nie zasługuję, bo jestem posłem, który zdecydowanie bardziej ceni sobie merytoryczną pracę nad
ustawami i sprawami istotnymi dla obywateli niż medialny lans. I w sumie każdy
kto mnie zna pewnie tak myślał. To jest oczywista próba zdyskredytowania mnie i
próba podważenia mojej wiarygodności jako posła. Spodziewałem się ataków, ze
względu na trudne tematy, jakimi zajmuję się w Sejmie, a które godzą w interesy
możnych. Poniżej postaram się wskazać, dlaczego. Jednak takiej formy i stylu
się nie spodziewałem. Miałem lepsze mniemanie o poziomie adwersarzy.
Ale najpierw o formie, czyli o ataku na moją
rodzinę. Ludzie mali i źli zawsze atakowali rodzinę. Najczulszy punkt. Tu
zaatakowano ją oraz moich współpracowników bez pardonu, bez jakichkolwiek
zasad. Tyle, że w obecnych czasach i w pewnych środowiskach nie powinno to
dziwić. Jak głosi powiedzenie: „obrzucaj błotem, ile można, zawsze coś z tego
przylgnie”. To obrzucanie błotem jest oczywiście szkodliwe i jest mi bardzo
przykro, ale przeżyję to. Przeżyje rodzina, współpracownicy i klub.
Warto wskazać skąd ten bezpardonowy atak.
Krzykliwy, piętnujący tytuł dokonujący egzekucji oraz tekst, który niczego nie
wnosi i pokazuje, jaki jest rzeczywisty cel ataku. Zdyskredytowanie, a potem
niech się tłumaczy, że nie jest przysłowiowym wielbłądem. Nie uznaję takiej
formy dziennikarstwa i nie zamierzam polemizować z insynuacjami czy czyimiś
fobiami, które jako sensacje przedstawiają umowy (które są normalnymi,
prawidłowymi umowami złożonymi w Sejmie), okraszając to tajemniczo brzmiącymi
pomówieniami, które mają stworzyć aurę jakichś nieprawidłowości oraz uderzyć w
moją rodzinę. Nie ma pojedynku merytorycznego w sprawie, którą komuś nadepnąłem
na odcisk, ale ucieczka w tanie i sensacyjnie brzmiące oskarżenia. Uważam, że
jeśli ktoś ma choćby elementarne poczucie godności to powinien jednak za te
insynuacje przeprosić. Ale wiem, że nie mogę na to liczyć.
Wracając do meritum. Od początku kadencji walczę z
tzw. ustawą hazardową. To są potężne interesy, które wpłynęły także na partię
władzy. Chodzi między innymi o moje interpelacje w sprawie Totalizatora
Sportowego, interpelację dotyczącą automatów (która po krążeniu bez odpowiedzi
od ministra do ministra, trafiła w końcu na biurko Premiera) oraz o wniosek do
Totalizatora Sportowego o wgląd w umowy dotyczące hazardu, itd. (ciągle bez
odpowiedzi; nie jest tajemnicą, że przed tym ruchem mnie ostrzegano, jasno
deklarując, że spotka mnie wiele ataków). Powtarzam, to są miliardowe, brudne
interesy. Wobec nich życie człowieka jest warte tyle, co nic, a co dopiero jego
reputacja, reputacja jego rodziny i współpracowników. Przypomnijmy sobie, co
spotkało naszego posła śp. Rafała Wójcikowskiego (co ciekawe dokładnie wczoraj
pojawiły się nowe elementy w tej sprawie i miałem je komentować w mediach). On
też zajmował się tzw. ustawą hazardową.
Szanowni Państwo! Spodziewam się kolejnych ataków.
Te, które już przeprowadzono nie są groźne, bo się odbyły, ale każdy nowy jest
zawsze niebezpieczny. Szczególnie, że teraz mogę się spodziewać jakichś
prowokacji albo nawet kroków natury fizycznej. Ale powiem jedno: jeśli naprawdę
takie niskie zachowania są dla was do przyjęcia, to atakujcie, próbujcie. Jedno
wiem już teraz: nigdy mnie nie powstrzymacie przed dążeniem do prawdy. Bo
traktuję swój mandat bardzo poważnie. Czego byście nie robili, nadal będę
walczył o interes obywateli przeciw interesom czy to partyjnych klik czy
zagranicznych korporacji. Po to przyszedłem do Sejmu”.