Już 24 czerwca Jakub Chrenowicz pokieruje Orkiestrą Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy podczas Koncertu Świętojańskiego organizowanego przez „Konimpex” i „Przegląd Koniński”.
Jakub Chrenowicz to uznany artysta młodego pokolenia. Rocznik 1986. Dyrygenturę symfoniczno-operową w Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu ukończył z wyróżnieniem.
– Występował już Pan podczas konińskiego Koncertu Świętojańskiego kilka lat temu. Jak wspomina Pan ten czas?
– Bardzo dobrze wspominam Konin, konińską publiczność i poprzedni koncert na rynku, którym miałem zaszczyt dyrygować. Wtedy występowałem z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia i program był zupełnie inny niż w tym roku. Wtedy wykonaliśmy muzykę filmową, i nie tylko, Wojciecha Kilara. Wspominam ciepłą konińską publiczność, ale i wspaniałą pogodę. Aura wtedy też nam dopisała. Mam nadzieję, że teraz też tak będzie. W tym roku pojawię się z inną orkiestrą, czyli z Orkiestrą Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy z zupełnie innym repertuarem. Gorącym i porywającym, bo hiszpańskim. Wykonamy wielką literaturę symfoniczną związaną z Hiszpanią, bo to będzie nie tylko muzyka hiszpańska. Zagramy między innymi fragmenty suity „Carmen” Georges’a Bizeta – francuskiego kompozytora. Nigdy w Hiszpanii nie był, natomiast stworzył najbardziej hiszpańską z oper – „Carmen”. Operę oper, można powiedzieć. Wykonamy również suitę z baletu Manuela de Falli „Trójgraniasty kapelusz”. To trzy tańce typowo hiszpańskie. Wspaniale opracowane na wielką orkiestrę symfoniczną. Usłyszymy również najsłynniejszy koncert solowy gitarowy „Concierto de Aranjuez” Joaquina Rodrigo. Przed nami bardzo gorący i wspaniały hiszpański program.
– Możemy spodziewać się dużych emocji?
– To jest wyjątkowo emocjonalna muzyka, wyjątkowo porywający program. W zasadzie wszystkie te melodie słuchaczom dźwięczą w duszach. To będzie repertuar dość znany. Najbardziej rozpoznawalna hiszpańska muzyka literatury symfonicznej.
– Od Pana występu podczas konińskiego Koncertu Świętojańskiego minęło kilka lat. Pewnie sporo się też wydarzyło w Pana zawodowym życiu przez ten czas?
– Poznałem wiele orkiestr, wielu solistów, dyrygowałem wiele koncertów, poznałem mnóstwo nowych utworów, występowałem dla różnych publiczności. Tych kilka lat, z mojej perspektywy, to jest szmat czasu. Bardzo się cieszę, że wracam do Konina inny, już nie tak młody. Ale dyrygenci najdłużej dojrzewają, najdłużej pozostają młodzi, więc bardzo się cieszę, że po tych wielu moich doświadczeniach wracam do państwa, żeby stanąć już jako trochę inny dyrygent.
– Ta muzyka, którą 24 czerwca na placu Wolności usłyszy konińska publiczność, jest wymagająca?
– Każdy materiał jest
wymagający. Suitę „Carmen” orkiestry mają w swoim repertuarze, a mieć coś w
repertuarze, to znaczy grać to – powiedzmy – raz, dwa razy w roku. Nie są to
rzeczy nieznane. „Trójgraniasty kapelusz” de Falli gra się rzadziej. Ale myślę,
że orkiestra też to wcześniej wykonywała. To program, z tych hiszpańskich, najbardziej
rozpoznawalny i popularny, ale wymagający jak każdy inny. Nie dzielimy utworów
na łatwe i trudne. Oczywiście niektóre piętrzą szczególne wymagania przez
wykonawcami, ale tak naprawdę nawet prostą muzykę trzeba zagrać z niezwykłą
koncentracją, znawstwem, zgodnie ze sztuką.
Rozmawiał Marcin Szafrański