Jak wyjaśnia prezes MZK, autobus wyjechał z zajezdni i realizował tzw. przejazd techniczny na przystanek przy ulicy Paderewskiego na Zatorzu. Tam miał rozpocząć kurs linii 54. – Nie dojechał na miejsce – mówi Magdalena Przybyła. Doszło bowiem do pożaru. – Kierowca zareagował profesjonalnie. Rozpoczął gaszenie pojazdu gaśnicą, niestety, nie było to wystarczające i oczekiwał na straż, która przyjechała po 10 minutach – mówi Magdalena Przybyła. – Jak tylko autobus zostanie do nas przywieziony, biegły rzeczoznawca z zakresu pożarnictwa wskaże nam przyczynę. Autobus był ubezpieczony i będziemy procedowali uzyskanie odszkodowania w pełnej jego wartości.
Przed wyjazdem w trasę, autobus został sprawdzony, co jest standardem. – To jest autobus, który jeszcze wczoraj jeździł i wykonywał swoje zadania i nie było żadnego sygnału, że coś szwankuje – mówi Magdalena Przybyła. Zgodnie z procedurami kierowca około 15 minut przed wyjazdem z zajezdni poświęca na wykonanie obsługi codziennej (tzw. OC pojazdu). – Żadna kontrolka się nie paliła. Również wczoraj na zakończenie pracy kierowca sprawdzał pojazd i nic nie wskazywało na to, że coś jest nie w porządku. Natomiast na ten moment nie podejmę się stwierdzenia, co było przyczyną zapalenia się i, w którym miejscu się zaczęło. Od tego są specjaliści, rzeczoznawca nam to określi, bo jest to dokument niezbędny dla firmy ubezpieczeniowej – mówi Magdalena Przybyła.