Zakładanie w domach pomp ciepła i instalacji fotowoltaicznych stało się w ostatnim czasie bardzo popularne. Niestety, nie wszyscy przedsiębiorcy wywiązują się z zawartych umów. – Wykonują je w bardzo dużej zwłoce. Chodzi o umowy zawarte jeszcze w marcu albo kwietniu tego roku. Tłumaczą, że mają zajęte terminy, że to siła wyższa, że nie mają podzespołów. Czyli po prostu nie mają pomp, nie mają paneli fotowoltaicznych i dlatego nie mogą ich zamontować – mówi Bernadeta Szmytka, Powiatowy Rzecznik Konsumentów.
Rzecznik pomagała klientowi, który zaczął spłacać kilkadziesiąt tysięcy kredytu, wziął go w kwietniu i do dzisiaj nie ma założonej instalacji. – Przedsiębiorca twierdzi, że to siła wyższa i on może wykonać tę instalację, kiedy chce w ciągu roku. O sile wyższej mówimy wtedy, kiedy mamy do czynienia z jakimś kataklizmem, którego nie jesteśmy w stanie przewidzieć, klęską żywiołową, stanem wyjątkowym. Natomiast, jeśli podpisywał umowę z klientem w kwietniu tego roku, to doskonale wiedział, że po pandemii są problemy w dostępności komponentów na rynku. W tym czasie była już wojna w Ukrainie i problemy z transportem. Trudno tu mówić o sile wyższej, jeśli miał termin wykonania 4 miesiące. Dobrze wiedział, że nie jest tego w stanie zrobić, więc powinien oddać klientowi pieniądze. A on cały czas tymi pieniędzmi obraca – mówi Bernadeta Szmytka.
Co można na to poradzić? – Klient złożył oświadczenie o odstąpieniu od umowy. I przedsiębiorca zaczął twierdzić, że w takim razie on ma prawo zatrzymać mu 10 procent z tej kwoty, jako karę umowną. To jest kpina. Przedsiębiorcy chwytają się różnych sposobów, by tylko od klienta wyciągnąć pieniądze i nic nie zrobić. Niektórzy, oczywiście. Są tacy, którzy klientów naciągają. To ostatnio częsty problem. Jest instalowanych dużo pomp. Później jest też kwestia ich wydajności. Klienci nie zdają sobie sprawy z tego, że użytkowanie pompy będzie kosztowało. Po sezonie grzewczym zaczną się problemy z rachunkami – wyjaśnia rzecznik.
Jak nie dać się oszukać? – Świadomie podpisywać umowę. Kiedyś zapytałam klienta, dlaczego się zdecydował na tak drogi system? Odpowiedział: dlatego, że sąsiad miał. Przyszła też do mnie osoba, która ma ponad 80 lat i zainwestowała w instalację za ponad 100 tysięcy złotych, bo ktoś jej powiedział, że się to zwróci. To draństwo ze strony przedsiębiorcy, bo to jest zwyczajnie nieuczciwe – mówi Bernadeta Szmytka.
Okazuje się, że z instalacją są też inne kłopoty. – Do mnie przychodzą tacy klienci, którzy są niezadowoleni, bo instalacja nie działa prawidłowo. Są problemy związane z produkcją, jeśli chodzi o panele fotowoltaiczne. Linie energetyczne są starego typu i nie są w stanie przyjąć całej tej energii. Tam są zabezpieczenia transformatora, jak są słoneczne dni, to falowniki się wyłączały i klient nie produkował tej energii. Osobnym problemem jest to, że przy instalacjach powyżej 6,5 kW klienci nie mają uzgodnień z rzeczoznawcą z zakresu ochrony przeciwpożarowej, czego wymaga prawo budowlane. Albo nie mają zgłoszonych pomp ciepła do specjalnego rejestru. Kwestią dodatkową jest to, że instalatorzy pomp ciepła nie mają uprawnień wydanych przez Urząd Dozoru Technicznego. Większość tych przedsiębiorców nie wie w ogóle, że takie wymogi są. Klienci później nie wiedzą, co z tym zrobić. Jeśli mają taką instalację założoną powyżej 6,5 kW, a nie ma tych uzgodnień, to jest to traktowane jako samowola budowlana. Niechby się coś stało, to nie dostanie żadnego odszkodowania od firmy ubezpieczeniowej. To ciągnie za sobą kolejne konsekwencje – mówi rzecznik.
Jak podkreśla, bezgraniczne zaufanie do przedsiębiorcy może być bardzo zdradliwe. – Dzisiaj klient powinien się znać na wszystkim. Mam takie doświadczenie z rynku, że jest trochę firm, które potworzyły się w celu montażu tych instalacji, ale nie ma tam fachowców, którzy się na tym naprawdę znają. Jeżeli ktoś komuś doradza założenie pompy ciepła w starym budynku, nieizolowanym, gdzie nie ma paneli fotowoltaicznych, to jest kwestia też nieuczciwości. Tych spraw jest dużo. Pewnie będzie ich coraz więcej. Podejrzewam, że jak przyjdzie sezon grzewczy, klienci dostaną rachunki i się okaże, że instalacja na dachu nie jest w stanie naprodukować tyle energii, żeby ogrzali domy, to może być kłopot – mówi Bernadeta Szmytka.