Sześć osób, w tym dwoje dzieci, zostało rannych w wyniku niefortunnego odpalania petard. - U dwojga dorosłych doszło do amputacji palców u rąk - informuje Maciej Forysiak, lekarz chirurg, który w sylwestrową noc pełnił dyżur na konińskim SOR-ze. Przyznaje, że tylu ofiar fajerwerków nie było w Koninie od lat.
Pierwsi pacjenci trafili do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego 1 stycznia krótko po północy. - Były to osoby poszkodowane w wyniku wybuchu petard - mówi Maciej Forysiak. - U jednego z dzieci doszło do uszkodzenia nosa. W najgorszym stanie byli jednak mężczyzna i kobieta. Oboje stracili palce u rąk.
Na SOR przywieziono także starszą kobietę z poparzonymi nogami i pacjenta z uszkodzonym okiem. Na szczęście nie stracił wzroku. - Już od kilku lat w Sylwestra dyżuruję na SOR-ze i nie pamiętam aż tylu ofiar petard - mówi chirurg.
Ratownicy SOR-u mieli mnóstwo pracy prawie do białego rana. Z różnego rodzaju obrażeniami zgłosiło się w sumie kilkadziesiąt osób. Były ofiary niefortunnych upadków, urazów, czy skaleczeń. Większość z nich znajdowała się pod wpływem alkoholu.
Dla konińskich policjantów sylwestrowa noc była natomiast wyjątkowo spokojna. Nie doszło do żadnych poważniejszych zdarzeń. Strażacy interweniowali sześć razy. W pięciu przypadkach wzywani byli do drobnych pożarów. Zapalił się między innymi krzew przy ulicy Topazowej, świerk przy Chopina, tuja przy Stodolnianej, czy ocieplenie budynku na Zakolu. - Na szczęście nikomu nic się nie stało - mówi Sebastian Andrzejewski, rzecznik KM PSP w Koninie.