Mimo że kończy się grudzień, jeden z trzech bocianów, które urodziły się w tym roku na posesji sołtysa wsi Rozalin, w gminie Rychwał, nie odleciał do ciepłych krajów. Postanowił zostać w swoim gnieździe, czym martwi okolicznych mieszkańców.
– W nocy temperatura dochodzi do minus siedmiu stopni, a on siedzi tam zmarznięty – ubolewa jedna z kobiet. O boćku wiedzą już ornitolodzy, urzędnicy, sytuację zna Nadleśnictwo Grodziec… Co jednak można zrobić, gdy jemu dobrze we własnym gnieździe?
Ptasie gniazdo znajduje się na posesji sołtysa wsi. Wiesław Smolarz ma u siebie właściwie trzy bocianie legowiska. – Gdy przylatują wiosną to biją się o miejsce, ale gdy któraś para zajmie gniazdo, to choć są one w odległości od siebie, nie dopuszcza innych par by się tam zagnieździły – opowiada. W tym roku „jego” jedna bociania rodzina dochowała się trzech młodych. Dwa z nich odleciały. Jeden został. Dlaczego? – Nie wiem, myślę, że on ma coś głową. Nie jest chory ani ranny, potrafi latać, sam szuka sobie pożywienia – wyjaśnia Wiesław Smolarz. Przyznaje, że ptak jest dużym utrapieniem, bo nie bardzo wiadomo co z nim zrobić. Jest dziki, więc łatwo złapać się go nie da. Dokarmiany być nie chce, bo i takie próby podejmował sołtys. – Jak osłabnie to go złapiemy. Innej możliwości nie widzę – podsumowuje.
– Zasięgnęliśmy rady nadleśniczego z Grodźca. Dopóki temperatura nie spadnie poniżej minus 10 stopni, bociek może być tam gdzie jest. W nadleśnictwie mają miejsce, gdzie mogliby go przezimować i gdy zajdzie taka potrzeba podejmiemy próby złapania go – mówi burmistrz Rychwała, Stefan Dziamara. Twierdzi jednocześnie, że ptak jest w dobrych rękach sołtysa, który jest mu coś winien, bo… bocian przyniósł mu wnuka.
A może, jak podejrzewa Wiesław Smolarz, bociek myśli, że zima będzie lekka i krótka, dlatego postanowił darować sobie długą podróż.