Bezmyślność i głupota mogły doprowadzić do wielkiej tragedii. Na szczęście błyskawiczna reakcja druhów OSP zapobiegła rozprzestrzenieniu się ognia na całą Puszczę Bieniszewską.
Alarmujące informacje o pożarze trawiącym Biebrzański Park Narodowy oraz powtarzające się ostrzeżenia dotyczące katastrofalnej suszy, jak się okazuje - nie wszystkich zmuszają do refleksji. Przekonali się o tym druhowie z OSP Rosocha, którzy 24 kwietnia zostali wezwani do pożaru lasu w okolicy jeziora Głodowskiego. - Na miejscu działali już druhowie z KSRG Przyjma, którzy zlokalizowali zarzewie ognia i zasugerowali użycie mniejszego wozu bojowego ze względu na trudny dostęp - piszą druhowie na swojej stronie. - Po przybyciu na miejsce i wspólnym przeanalizowaniu sytuacji, podjęliśmy decyzję o budowie linii gaśniczej składającej się z pięciu odcinków węży tłocznych. Linia gaśnicza zasilana była bezpośrednio z Jeziora Głodowskiego przy użyciu pompy szlamowej.
Sytuacja była bardzo groźna, gdyż ogień z rozpalonego w lesie ogniska przedostał się na pół metra w głąb torfu (powierzchnia około 8 m kw.). Akcja ratowania lasu i puszczy trwała około dwóch godzin.
- Apelujemy o niepalenie ognisk w lesie ani w jego pobliżu!!! - alarmują druhowie z Rosochy. - Dzięki postronnym osobom, które w porę zauważyły wydobywający się dym udało się być może zapobiec sporej tragedii. W pobliżu zarzewia ognia znajdują się mokradła i trzcinowisko o powierzchni około 7 ha. Pożar w tym miejscu stanowił realne zagrożenie dla kompleksu leśnego Puszczy Bieniszewskiej o powierzchni 950 ha.
zdj. OSP Rosocha
ka