W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Szczegółowe informacje znajdują się w POLITYCE PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTYWANIA PLIKÓW COOKIES. X
Browar od 8 września

Zdrowie Uroda Styl

Dlaczego kobiety częściej zapadają na depresję?

2025-09-10 10:25:09
Dlaczego kobiety częściej zapadają na depresję?


W statystykach psychiatrycznych od lat utrzymuje się ten sam trend: kobiety chorują na depresję niemal dwukrotnie częściej niż mężczyźni. Na pierwszy rzut oka może to wyglądać jak liczba, która po prostu się „tak układa”. Ale za tymi danymi kryją się społeczne mechanizmy, kulturowe oczekiwania, biologiczne realia i głęboko zakorzenione nierówności, o których mówi się wciąż za mało. W świecie, który ceni sobie siłę i niezależność, kobieca depresja staje się niewygodnym tematem trudnym do zmierzenia i jeszcze trudniejszym do zrozumienia.

Ciało, które pamięta

Nie da się uciec od biologii. Kobiety przez całe życie przechodzą przez szereg fizjologicznych przemian: cykle menstruacyjne, ciążę, poród, menopauzę, a każda z tych faz niesie za sobą hormonalne wstrząsy. Estrogeny i progesteron, kluczowe kobiece hormony, wpływają nie tylko na ciało, ale też na chemię mózgu. Są jak niewidzialni operatorzy zmieniający nastrój, poziom energii, wrażliwość na stres. To właśnie te hormonalne – nazwijmy je „suwaki” – mają związek z tzw. depresją poporodową czy mniej znanym, ale wyniszczającym zespołem napięcia przedmiesiączkowego o cechach depresji (PMDD). Są to zaburzenia realne, mierzalne, ale wciąż przez wielu traktowane jako „humory” albo „babskie fanaberie”. Biologia to jednak tylko jedna warstwa problemu.

Kultura ciszy i poświęcenia

Musimy jednak podkreślić, iż depresja kobiet nie bierze się wyłącznie z hormonów. W dużej mierze jest odpowiedzią na rolę społeczną, jaką przez wieki przypisano płci żeńskiej tj.: rolę opiekunki, strażniczki domowego ogniska, cichego wsparcia. Kobiety częściej tłumią własne potrzeby, emocje i frustracje uczone od dziecka, by nie sprawiać kłopotu, nie złościć się „za bardzo”, nie być „histeryczkami”. Współczesne badania pokazują też, że kobiety mają większą tendencję do rozpamiętywania negatywnych doświadczeń (ruminacji), co w połączeniu z presją otoczenia staje się prostą drogą do choroby. Ponadto depresja nie zawsze krzyczy. Często siedzi cicho, ubiera się w funkcjonalność, uśmiech i zmęczenie. W myśl tych haseł wiele kobiet daje radę, ale za tę radę płacą zdrowiem psychicznym.

Przemoc, której nie widać

Nie można też mówić o depresji kobiet bez dotknięcia tematu przemocy. Statystyki są bezlitosne: to kobiety znacznie częściej doświadczają przemocy psychicznej, seksualnej, fizycznej i to właśnie te doświadczenia mają długofalowy wpływ na ich zdrowie psychiczne. Ślady po przemocy nie zawsze są widoczne na skórze, ale zostają w systemie nerwowym, w poczuciu wartości, w umiejętności zaufania innym. Poza tym raport Royal College of Psychiatrists (z 2024 roku) jednoznacznie wskazuje, że nadużycia i przemoc są głównym czynnikiem napędzającym zaburzenia psychiczne u kobiet i dziewcząt. Oznacza to, że choroba nie wynika z jakiejś „wewnętrznej słabości”, lecz ze zranienia lub cyklicznego ranienia: systemowego, społecznego i często wieloletniego.

Depresja jako cena postępu

Paradoksalnie, wzrost liczby diagnoz u kobiet można też czytać jako przejaw zmiany: kobiety zaczynają mówić o swoim cierpieniu. Tam, gdzie mężczyźni są wciąż pod presją milczenia i „radzenia sobie samemu”, kobiety częściej sięgają po pomoc, trafiają do lekarzy, zapisują się na terapię. I chociaż nie mówi to nic o mniejszym cierpieniu mężczyzn, ukazuje inną formę odwagi i odwagę przyznania się do bólu. Ale czy system zdrowia psychicznego, kultura pracy, media… są na to gotowe? W odpowiedzi nasuwa się konkluzja: kobiety, które mówią o depresji, często zderzają się z bagatelizacją („to baby tak mają”) czy z brakiem zrozumienia w miejscu pracy. Zwłaszcza te, które łączą macierzyństwo z aktywnością zawodową, są narażone na ciągły konflikt ról i winy. Dlaczego? Bo depresja kobiety to też społeczne potknięcie: zawiodła jako matka, partnerka, pracownica, córka. Tak przynajmniej każe jej wierzyć kultura sukcesu.

Milczenie nie jest neutralne

Współczesne kobiety są coraz lepiej wykształcone, coraz bardziej niezależne, ale wciąż funkcjonują w systemie zbudowanym na męskich wzorcach odporności psychicznej. A system ten nie przewiduje przerw na lęk, wypalenie, smutek, ciemność. Kobieta z depresją jest niewygodna, bo przestaje być użyteczna. Ale może właśnie dlatego mówić trzeba więcej. Nie po to, by kobiety lepiej „zarządzały emocjami”, ale byśmy jako społeczeństwo przestali oczekiwać, że będą wciąż radzić sobie same. Ponadto depresja nie jest defektem. Jest reakcją. Często zupełnie racjonalną odpowiedzią na przeciążenie. I o tym powinny brzmieć współczesne narracje o kobiecym zdrowiu psychicznym, a nie o „delikatności płci”, ale o niewidzialnych mechanizmach ciszy, poświęcenia i przemocy, które chorobę czynią logiczną.

I na koniec tych rozważań: nie tylko pytanie o depresję kobiet, ale o nas wszystkich?

Jeśli kobiety chorują dwa razy częściej na depresję niż mężczyźni, nie pytajmy już: „co jest z nimi nie tak?”. Zadajmy pytanie: co jest nie tak ze światem, w którym ostatnio to norma!


Śledź nas na