Pan Waldemar podkreśla, że nie
wszystkie pszczoły padły, ponieważ nie wiadomo jeszcze co z matkami, ale o
miodzie „można zapomnieć”. – Wszystko się okaże za tydzień, dwa. Trzeba będzie
przejrzeć, czy rodzina pszczół ma jeszcze jakieś szanse na przeżycie. Około 50%
owadów zmarła – tłumaczył. Straty oszacować będzie można dopiero po około dwóch
tygodniach od momentu zatrucia. – Trzeba będzie zrobić przegląd. Jeśli matki
zmarły, to rodzina z biegiem czasu też. Miodu akacjowego na sto procent nie
będzie – dodał.
Prezes koła pszczelarzy w Kramsku
ma swoją teorię. – Podejrzewamy kolejarzy, ale oni bronią się w ten sposób, że
kogo nie zapytać, to nie ich działka albo mają firmę zewnętrzną. Teraz szukaj
tego, kto to zrobił. Mam pszczoły około 50 lat. Zdarzały się jakieś tam
mniejsze podtrucia, ale takiego to ja nie pamiętam – mówił i dodał, że na
nasypach kolejowych w okolicy pasiek rosną różnego rodzaju rośliny. – Nie
sądzę, żeby to rolnicy pryskali. Jeśli ktoś chce opryskać, to nie wtedy, kiedy
wszystko kwitnie, niech to zrobi wcześniej – dodał pan Waldemar.
O sytuacji poinformowany został
wójt gminy Kramsk, a także Regionalny Związek Pszczelarzy w Koninie. Sprawa
została zgłoszona także policji, która przyjechała na miejsce, zrobiła zdjęcia
i pobrała próbki. – Przyjęliśmy zawiadomienie i będziemy wyjaśniać, w jakich
okolicznościach doszło do zgonu pszczół – informuje Maria Baranowska, oficer prasowa
Komendy Miejskiej Policji w Koninie.