Bernadeta Szmytka podkreśla, że nie ma tygodnia, by z taką sprawą nie przyszło kilkoro klientów. – W tej chwili zapraszani są na badania wzroku. Ludzie chodzą na takie pokazy, świecą im w oczy jakąś latarką. Rzekomo dostają za to okulary. Widziałam je. Można je kupić na bazarku za kilka złotych To jest przede wszystkim problem seniorów, bo przedstawiciele firmy dzwonią do domów klientów. Oczywiście pytają, czy są zainteresowani bezpłatnym badaniem. Kto dzisiaj by nie był ze starszych ludzi? Kiedy jeszcze jest informacja, że badanie jest bezpłatne i do tego okulary za darmo. Tylko że żadnego badania nie ma, bo trudno o nim mówić, jeżeli to robi ktoś, kto nie jest lekarzem czy optometrystą. Nawet nie ma żadnego kitla, żeby uzurpować sobie jakieś uprawnienia. Po prostu świeci ludziom latarką w oczy i to jest tak zwane badanie – mówi.
Ale nawet nie o samo badanie tutaj chodzi. – Większość z tych klientów jest jeszcze naciągana na zakupy. A to zakupy po kilkanaście tysięcy złotych. Co kupują? To nie są jakieś markowe rzeczy. To towary o raczej niskiej jakości. Odkurzacze pionowe, rowery elektryczne, garnki, noże, maty masujące, ozonatory, różne rzeczy, które można kupić za dużo mniejsze pieniądze. To są rzeczy, które teoretycznie nie są związane z przedmiotem tego badania. Klienci są oczywiście przekonywani przez tych, którzy to prezentują, że to są wyjątkowe okazje, ponieważ towar jest najwyższej jakości. Mówią, że coś normalnie kosztuje 10 tysięcy, a oni sprzedają za zaledwie 5 tysięcy. I klienci to kupują, a realna wartość to kilkaset złotych, a nie kilka tysięcy. Kiedy się orientują, że podpisali tak trochę nierozważne umowy, to oczywiście od nich odstępują – opowiada rzecznik.
I tu pojawia się poważny problem. Schemat jest taki sam. – Za każdym razem, jeśli występuję w imieniu klienta, to firma informuje, że oddadzą pieniądze, ale nie wiedzą kiedy. Szanse na odzyskanie pieniędzy jest bardzo małe, bo ich kapitał zakładowy to 5 tysięcy złotych, czyli pełna wartość tej firmy. I tylko do takiej wysokości są w stanie regulować jakieś zaległości. Niestety, klienci tych pieniędzy nie dostają. Jest jeszcze jeden kłopot. Te umowy są zawierane poza lokalem przedsiębiorstwa i zgodnie z przepisami, które weszły w życie w styczniu tego roku sprzedawca nie może od klienta pobrać opłaty przed upływem 14 dni. A oni pobierają niestety te opłaty. W umowach są takie klauzule, że klienci zaprosili tę firmę do siebie do domu i tamci przyjechali na ich wyraźne zaproszenie, co jest absurdem. Klient podpisuje te dokumenty oczywiście ich nie czytając. Ten zapis powoduje, że wtedy mogą pobrać te pieniądze. Ja kilku swoich klientów kierowałam do policji, bo to jest traktowane w tej chwili jako wykroczenie. I jest kolejny problem, ponieważ policja odmawia przyjęcia tych zgłoszeń. Nawet nie uzasadniają klientowi dlaczego. Poradziłam klientom, by oficjalnie na piśmie robili te doniesienia, bo po prostu się inaczej nie da. Jeśli jest przepis, który mówi wprost, że za to grozi grzywna albo ograniczenie wolności, to dlaczego policja odmawia? Tym bardziej, że to są przede wszystkim starsze osoby – mówi rzecznik. O jakie komisariaty chodzi? – To są różne jednostki w powiecie konińskim.
Do rzecznika trafił ostatnio młodszy człowiek niż grupa docelowa, czyli seniorzy. – Pytałyśmy go dlaczego, odpowiedział, że sam nie wie. Klienci, którzy tu do nas przychodzą mówią wprost, że nie wiedzą, dlaczego te umowy podpisali. Zostali po prostu zmanipulowani. Nawet pani, która zawsze powtarzała, że nigdy w życiu nie dała się na nic takiego naciągnąć, była święcie przekonana idąc tam, że niczego kompletnie nie kupi – kupiła – mówi Bernadeta Szmytka.
Wniosek jest jeden – nie iść na pokaz. – Apeluję do klientów, żeby nie wierzyli, że ktoś im oferuje bezpłatne badanie i to gdzieś w restauracji. To już powinno od razu wzbudzić ich czujność i wątpliwości, bo żaden lekarz nie będzie praktykował w restauracji czy w remizie. Do badań okulistycznych potrzebny jest specjalistyczny sprzęt. A jeśli ktoś komuś świeci latarką w oko to jeszcze może mu je uszkodzić. To jest nie do przyjęcia, ale takie sytuacje są niestety nagminne. I to jest tak, że te firmy wracają w kółko do tych samych miejscowości. Ostatnio klient nam powiedział, że wydał tam około 4 tysięcy, ale była też pani, która zapłaciła ponad 15 tysięcy. Mam wiele takich osób, które popłaciły po kilkanaście tysięcy i to kartą. Te firmy są doskonale przygotowane, bo mają ze sobą terminale – mówi.
Rzecznik współpracuje z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów. – Jest taka możliwość, by te osoby, które w taki sposób zostały potraktowane przez przedsiębiorcę, zgłaszały te sprawy do UOKiK. Wtedy, jeśli wpłynie tam kilkanaście czy kilkadziesiąt takich informacji, będą to traktować jako sprawę zbiorowego interesu konsumentów i prowadzą postępowanie. One bardzo często kończą się pomyślnie i taka firma jest obciążana bardzo wysoką karą. Natomiast, żeby UOKiK mógł to zrobić, trzeba zgłaszać ten problem. Wiem też od klientów, że część osób nie przyjedzie ani do nas, ani na policję, bo się wstydzą. A tutaj naprawdę nie ma się czego wstydzić, tylko próbować ten temat załatwić – mówi Bernadeta Szmytka.
W tej chwili na lokalnym konińskim rynku funkcjonują trzy takie firmy. – Wiem, że postępowanie wobec tych firm prowadzi Prokuratura Regionalna w Poznaniu. Była nawet taka prośba ze strony organów ścigania, żeby ci klienci, którzy czują się oszukani, zgłaszali tę sprawę bezpośrednio – mówi rzecznik.