Drugą połowę Konińskiego Kongresu Kobiet otworzyła Agnieszka Jeżak, córka Ewy Jeżak, prezeski Stowarzyszenia Koniński Kongres Kobiet. – Przez te pięć lat konińskiego kongresu nauczyłam się między innymi solidarności według kobiet. Tego, że razem znaczymy więcej niż osobno. Pięć lat temu nie dało się mnie wyciągnąć na protest czy manifest. Nauczyłam się tego, że nie można mi mówić, jak mam żyć – mówiła.
„Poczet feministów” to tytuł III panelu, który rozpoczął się o godzinie 14.30. Moderatorem dyskusji był Marcin Szafrański, dziennikarz „Przeglądu Konińskiego”. W dyskusji uczestniczyli: Janusz Leon Wiśniewski (pisarz), Maciej Wisialski (geodeta), Roman Kurkiewicz (dziennikarz, feminista) oraz Damian Kruczkowski (społecznik i działacz z Konina).
Na początek dyskusji został wyświetlony wywiad wideo z Robertem Biedroniem. – Robert Biedroń powiedział, że facet, który nie jest feministą jest draniem. Jesteście panowie feministami czy draniami? – zapytał swoich rozmówców Marcin Szafrański. – Długo się zastanawiałem czy jestem feministą. Każdy zasługuje na równy szacunek. Jestem feministą, ale się z tym nie urodziłem. Wychowałem się na feministę, dorastając w środowisku silnych kobiet – mojej babci, mamy i siostry. Ale bywam draniem, jak każdy – mówił Damian Kruczkowski. – Dziś mam większą odwagę, aby wspierać kobiety w ich postulatach i stać za nimi murem. Na filmie z Robertem Biedroniem pojawiło się zagadnienie „męskiej władzy”, którą, my mężczyźni dostajemy za nic. Jest ona dla nas niewidoczna. Jesteśmy przyzwyczajani do takiego traktowania – niemalże od urodzenia. Dostajemy atrybuty władzy. Dla nas to jest naturalne, że rządzimy światem. Feminizm był dla mnie odkryciem niemalże filozoficznym. Otworzył mnie na to jak wygląda świat i relacje – odpowiadał Roman Kurkiewicz.
– Jako mężczyźni powinniśmy przybrać rolę wspierającą – dodał Damian Kruczkowski.
– Wychowałem
się w środowisku, w którym kobiety miały równe prawa, jak
mężczyźni. Ponadto to mama była głową rodziny. Cały czas
borykała się z walką ze światem, który nie mógł jej zrozumieć.
Byłem dzieckiem z jej trzeciego małżeństwa, więc była –
na tamte czasy – nowoczesna. Zanim zacząłem studiować, nie
wyjechałem do innych krajów, nie wiedziałem, że istnieje „szklany
sufit”, w którym kobiety, mimo że są lepszą częścią
świata w sensie biologiczno-chemicznym, są traktowane gorzej –
muszą walczyć o swoje prawa. 97 procent więcej
mężczyzn niż kobiet jest chorych psychicznie . Mężczyźni
są w zaniku – tłumaczył
silną pozycję kobiet w swoich książkach
Janusz Leon Wiśniewski.
– Jeśli miłość nie równa się szacunek i równouprawnienie to nie jest to miłość. To jest fałsz – podsumował swój stosunek do pojęcia „feminizm” Maciej Wisialski.
– Świat byłby o wiele lepszy, gdyby rządziły nim kobiety – powiedział Janusz Leon Wiśniewski. – Mając świadomość różnic, my, mężczyźni, powinniśmy piętnować te wszystkie naganne zachowania, z którymi spotkamy się na co dzień w stosunku do kobiet, np. seksizm. Taka jest nasza rola – mówił Maciej Wisialski.
– Wspieracie kobiety w manifestacjach na rzecz kobiet?
- zapytał panelistów Marcin
Szafrański.
– Większość manifestacji zmusza mnie do myślenia – odpowiedział Roman Kurkiewicz. Panelista przytoczył historię Jolanty Brzeskiej, kobiety, która walczyła o prawa innych. 1 marca to rocznica jej śmierci. – Nie zauważamy tych bohaterek, takich osób, które wykazały się heroizmem aż do końca, a pamiętamy o postaciach z jakichś mitologii. Żyjemy w świecie fałszywych wzorców i to są wzorce ze świata męskiego. Nawet o Marii Skłodowskiej-Curie mówimy jako o naukowcu – zauważył Roman Kurkiewicz.
- Jednak,
jak spojrzymy, to jesteśmy o
kawal drogi dalej ze swoim myśleniem, w porównaniu
do tego, z jakim traktowaniem musiały się
mierzyć kobiety żyjące w
innych czasach – podsumował
panel Janusz Leon Wiśniewski.
Tuż po godzinie 16.00 rozpoczął się IV panel „Dzień kobiet –
na co dzień i od święta”, którego moderatorką była Anna
Pilarska z portalu Lm, a panelistkami: Dorota Warakomska, prezeska
Stowarzyszenia Kongres Kobiet, Arleta Olendrowicz-Matuszczyk, maganerka artystów (między innymi Mietka Szcześniaka) oraz posłanki Joanna Mucha i Paulina
Hennig-Kloska.
– Coraz bardziej symbolem kobiet są barwy wojenne. W
dzisiejszym świecie możemy zaobserwować
powrót patriarchatu. To my
kobiety nie damy sobie odebrać tego co uzyskałyśmy
przez ostatnie dziesięciolecia. Byłam
bardzo zaskoczona, że dopiero w latach 60-tych pierwsza Polka
uzyskała tytuł profesora – mówiła Joanna Mucha.
– Ja wierzę w energię kobiecą. Uważam, że my potrafimy zrobić bardzo dużo. Uwielbiam spędzać czas z kobietami. Przed 40-tką postanowiłam zmienić swoje życie. To co jest ważne, to pamiętać, by pozytywnie myśleć, ale również być wsparciem również dla innych kobiet – apelowała Arleta Olendrowicz-Matuszczyk.
– Z mojej pracy dziennikarskiej wynika, że kobiety kompletnie w siebie nie wierzą. W radiu TOK FM postanowiłam, że będę zapraszała na audycje kobiety. Kiedy dzwonię i je zapraszam, słyszę po drugiej stronie, czy to ja jestem w tym temacie dobra, czy jestem dobrą ekspertką. Mężczyźni tylko pytają, na którą mają być. Bycie kobietą, a bycie kobietą, która jest silna i ma poparcie innych kobiet to jeszcze fajniejsza rzecz – mówiła podczas panelu Dorota Warakomska.
– Jestem bardzo aktywna zawodowo. Wychowałam się w rodzinie, w której mama zajmowała się dziećmi i domem, a tata zarabiał na dom. Mój małżonek tak samo, a mimo tego w naszej rodzinie mamy równouprawnienie. Nie zgodzę się z tym, że nasz bunt bierze się z tego, że chcemy przeciwstawiać się politykom, którzy chcą obnażać naszą słabość. Czy widział ktoś z państwa kobietę, która próbuje zakłócać spotkanie mężczyzn? Słyszałam, że byli dziś panowie, którzy mieli w planach zakłócać to nasze dzisiejsze spotkanie, a mimo to i tak się nie odważyli – komentowała Paulina Hennig-Kloska.
– Rzeczywiście jest tak, że my kobiety mamy wrażenie, że jesteśmy tą słabszą płcią. Jest takie powiedzenie ze równość osiąga się kiedy mężczyźni i kobiety maja prawo do osiągnięcia tego samego poziomu niekompetencji. My też nie musimy być perfekcjonistkami w tym co robimy – mówiła Joanna Mucha.
– Apeluję o to, aby 8 marca był dla nas wszystkim dniem solidarności ze wszystkimi kobietami. W 1975 roku kobiety w Islandii postanowiły tego dnia nie iść do pracy, jednym słowem nie robić nic. 90 procent Islandek wyszło na ulice. Dzięki temu zmieniło się ich postrzeganie i prawa w tym kraju – przypomniała Dorota Warakomska.