Nie chciał – jak sam mówi – kojarzyć się z grubym facetem. W krótkim czasie zrzucił 30 kilogramów. Przyznaje, że był to żmudny proces, ale dał radę. Przy okazji napisał książkę o swoich doświadczeniach w odchudzaniu. – Tyje się od jedzenia, więc trzeba po prostu jeść mniej. Tylko w święta nie wolno się ograniczać! Święta są od świętowania! – mówi Cezary Żak.
– W związku z tym, że w święta trzeba jeść wszystko, jak wygląda stół świąteczny u Państwa Żaków?
– W wigilię bardzo tradycyjnie. Jest barszcz z uszkami, dużo ryb i kompot z suszu. W święta na stoły trafiają mięsa, ciasta. Jak w innych domach.
– Czy włącza się Pan w przygotowywanie potraw świątecznych?
– Oczywiście! Żona by mnie chyba zabiła, gdybym nie pomagał. Ale pierwsze skrzypce grają moja mama i teściowa. Ja przyprawiam grzyby do uszek i nastawiam buraki do kiszenia, które potem pójdą na barszcz. Czasem jeszcze kręcę serniki.
– A jak się kisi buraki?
– Trzeba dodać wszystko to, co dodaje się do kiszenia: cebulę, liść laurowy, ziele angielskie i czosnek. W naszym domu w grę nie wchodzi barszczyk z kartonika, który wystarczy podgrzać.
– Ma Pan na swoim koncie wiele charakterystycznych ról: ksiądz, wójt, gestapowiec, policjant. Czy w dobie popularności programów i seriali kulinarnych, chciałby Pan zagrać rolę kucharza? Tym bardziej, że napisał już Pan swoją książkę kulinarną…
– Oczywiście, chciałbym, gdyby rola była ciekawie napisana. Muszę przyznać, że od czasu do czasu zawieszę oko na programie kulinarnym. Uważam, że dobrą robotę robi Magda Gessler, wskazując na brudne restauracje w naszym kraju. Nie oglądam natomiast seriali kulinarnych.
– A seriale komediowe? Podobno osoby, które rozśmieszają publiczność nie są na co dzień śmieszkami. Co Pana rozśmiesza?
– Mało rzeczy mnie śmieszy. Najbardziej lubię humor angielski. Uważam, że szczytem aktorstwa komediowego w Polsce są role bohaterów filmu „Sami swoi”. Śmieszą mnie też „Alternatywy 4” i absurdy PRL-u, tak świetnie wychwycone przez Bareję. W tej chwili brakuje u nas zarówno filmów, jak i seriali komediowych. Te, które są za takie uznawane powodują, że czasami uronię łezkę nad ich miałkością.
– O tylu rolach charakterystycznych już mówiliśmy, ale jest jeszcze jedna. Święty Mikołaj! Czy kiedykolwiek jako ojciec dwóch córek zakładał Pan siwą brodę, czerwony kostium i przychodził z wielkim workiem prezentów?
– Szczerze mówiąc, nigdy nie przebierałem się za Mikołaja…
– Czego życzyłby Pan Czytelnikom „Przeglądu Konińskiego” z okazji świąt Bożego Narodzenia?
– Radości i spokoju, no i żeby nie włączali telewizora na święta i nie oglądali po raz kolejny Kevina, który sam siedzi w domu. Żeby bawili we własnym gronie, pośpiewali piosenki, i to nie tylko kolędy.
– A czego życzy Pan sobie?
– Tego samego co wszystkim, ale przede wszystkim spokoju. Przy mojej pracy intensywnej szukam właśnie spokoju na święta. Chociaż i tak nie są one za bardzo spokojne. Do naszego domu przyjeżdża w tym czasie aż 20 osób. Nic więcej już o świętach nie powiem…