Spotkanie z Michałem Koterskim i projekcja filmu, w którym grał, czyli „7 uczuć” w reżyserii jego ojca Marka Koterskiego zainaugurowały tegoroczną edycję festiwalu Transatlantyk-Łódź w podróży w Koninie (19-21 lipca). Już po raz drugi temu wydarzeniu towarzyszyła filmowa kolacja w Zagrodzie Borowo, a chętnych do spędzenia wieczoru w tym urokliwym miejscu nie brakowało.
Jak to bywa podczas imprez plenerowych, pogoda czasem lubi płatać figle. Tym razem trzeba było trzymać nad głowami parasole, ale na szczęście tylko przez chwilę.
Michał Koterski w „7 uczuć” wciela się w Adasia Miauczyńskiego – postać znaną z wcześniejszych produkcji Marka Koterskiego. Wcześniej grał kilka razy syna tego bohatera, najbardziej na pewno zapadła w pamięć publiczności rola z „Dnia świra” u boku Marka Kondrata. – Obserwuję twórczość ojca od dzieciństwa. Pisząc scenariusz, większość ról jest już obsadzonych. Zawsze przy każdym filmie problem miał z główną rolą, czyli odtwórcą Adasia Miauczyńskiego. Tak było też tym razem – mówił Michał Koterski. – Jako chłopiec obserwujący tych wszystkich wspaniałych aktorów jak Marek Kondrat, Andrzej Chyra, Adam Woronowicz po cichutku sobie myślałem, że może kiedyś mnie to może spotka. Byłem wtedy za młody, potem niewiara w siebie sprawiły, że ta nadzieja gasła. Ale jak to się mówi w życiu – będziesz gotów – to cię spotka. I w pewnym momencie mnie spotkało.
– Ojciec jest chyba jedynym reżyserem w Polsce, który żyje tylko z własnej twórczości. Nigdy nie zrobił żadnej reklamy, serialu, filmu na podstawie obcego scenariusza. Robi tylko kino autorskie. Żyje tylko z własnych projektów. Wiedziałem też jaki Adaś Miauczyński jest dla niego ważny, że to takie jego drugie dziecko, i jak ważny jest dla publiczności – opowiadał w Borowie Michał Koterski.
– Jak byłem małym chłopcem i kiedy w szkole pani pytała kim są nasi rodzice, zawsze wstydziłem się powiedzieć, że mój ojciec jest reżyserem. Nigdy nie wiedziałem co to jest za zawód. Po pierwsze z tego względu, że moja mama była nauczycielką, wstawała rano, wyprawiała mnie do szkoły, a mój ojciec nie robił nic dla mnie. Wstawał koło godziny 9.00, siadał do pisania o 11.00. Jako małemu dziecku wydawało się, że jest obibokiem i nic nie robi – mówił Michał Koterski.
Jak przyznał wcześniej nie do końca aktorstwo traktował poważnie, bardziej jako przygodę. Różne rzeczy też robił w życiu. Był barmanem czy pracował też w tartaku. – Wszystkiego trzeba spróbować – mówił. – Dzisiaj wiem, ze to były fajne doświadczenia, bo wiem, co to jest ciężka fizyczna praca.
Zdradził też, że był
nieśmiałym dzieckiem. Otworzyła go właśnie praca barmana. – Wiem, że ta
droga była po coś. Takie doświadczenia w zawodzie aktora są niesamowite do
odgrywania ról. Aktor musi być blisko ludzi – opowiadał publiczności Michał
Koterski. W pewnym momencie stwierdził, że jest to właśnie zawód, który chce wykonywać.
Szkoły filmowej jednak nie skończył. – Zawsze chciałem do niej iść, a że
byłem leniwy i jak zobaczyłem, jakie są egzaminy, że trzeba się uczyć wiersza,
piosenki, że ileś osób jest na jedno miejsce, nie poszedłem na egzamin, choć
moja ówczesna dziewczyna mnie na niego zapisała. Zboczyłem przed samym wejściem
do szkoły – zdradził Michał Koterski.
Spotkanie z aktorem poprowadził Robert Kuciński, wicedyrektor CKiS w Koninie.