Około sześciu godzin trwała pierwsza rozprawa w głośnym procesie o zabójstwo Ewy Tylman z Konina. W największej sali Sądu Okręgowego w Poznaniu pojawiło się blisko 200 osób, w tym najbliżsi zmarłej kobiety – brat Piotr i ojciec Andrzej Tylman, którzy występują w charakterze oskarżycieli posiłkowych.
Oskarżony Adam Z., który odpowiadał tylko na pytania swojego obrońcy, nie przyznał się do winy. Nie potwierdził także wcześniejszych zeznań złożonych przed prokuratorem, z których wynikało, że Ewa Tylman wyrwała się z jego objęć, gdy wracali z firmowej imprezy do domu, bo bała się, że może jej coś zrobić. Zarówno dziś przed sądem, jak i już wcześniej zmienił wersję. Teraz twierdzi, że to policjanci wymusili na nim takie zeznania. Podkreślał, że funkcjonariusze źle go traktowali i śmiali się z jego orientacji homoseksualnej. Myślał nawet o samobójstwie.
Zdaniem Piotra Tylmana, Adam Z. często zasłania się lukami w pamięci, choć niektóre szczegóły dobrze pamięta z feralnej nocy. – Wersja prokuratury jest możliwa, ale są pewne pytania, które będziemy zadawać w czasie procesu – mówi Piotr Tylman. – Uważamy jednak, że właściwa osoba siedzi na ławie oskarżonych.
Adama Z. broni natomiast mecenas Ireneusz Adamczak. Jak mówi, to młody człowiek, który trafił do dużego miasta. – To nie jest ktoś wysoce zaradny. Czuł się jak ptak zaplątany w sidła nocy – powiedział obrońca.
O tym, czy policjanci rzeczywiście wpływali na zeznania Adama Z., prawdopodobnie dowiemy się 17 stycznia podczas kolejnej rozprawy w Sądzie Okręgowym w Poznaniu. Wtedy mają oni zostać przesłuchani.
Anna Chadaj, Marcin Szafrański