W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Szczegółowe informacje znajdują się w POLITYCE PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTYWANIA PLIKÓW COOKIES. X
YOCHI

Artykuły

Tabletka „dzień po” to nie landrynka!

2024-04-24 10:14:39
Tabletka „dzień po” to nie landrynka!

Tabletka „dzień po”, a konkretnie jej dostępność bez recepty dla osób 15 plus wywołuje dyskusje nie tylko wśród polityków czy społeczeństwa. Sprawa – jak się okazuje – nie jest jednoznaczna również w ocenie specjalistów, którzy na co dzień mają do czynienia ze zdrowiem pacjentek. Rozmawiamy z Aleksandrem Słomińskim, ginekologiem znanym wśród pacjentek m.in. z Konina, Słupcy czy Wrześni.


– Panie doktorze, zacznijmy od podstawowej wątpliwości: czym tabletka „dzień po” różni się od farmakologicznych form usuwania niechcianej ciąży?

– Tabletki poronne mają za zadanie uszkodzenie już istniejącej ciąży, najczęściej dotyczy to kosmówki, przez którą zarodek łączy się z jamą macicy. Działanie jest bardzo gwałtowne – powodując krwawienie lub krwotok, podczas którego dochodzi do poronienia.

– Czym jest i jak działa tabletka „dzień po”? Czy w jej przypadku możemy mówić o jakichś skutkach ubocznych?

– Tabletka „dzień po” jest skrótowym określeniem dwóch rodzajów produktów dostępnych na polskim rynku, które mają na celu niedopuszczenie do wystąpienia jajeczkowania lub jeśli do tego dojdzie, na stworzeniu w macicy warunków nieprzyjaznych zagnieżdżeniu potencjalnie zapłodnionej komórki jajowej. Jeden z produktów przeznaczony jest do zażycia w ciągu 72 godzin po stosunku – jednak według mojego doświadczenia skuteczniejsze jest skrócenie tego czasu do 48 godzin, ponieważ podczas trzeciej doby zdarzały się ciąże. Drugi z leków przeznaczony jest do zażycia w ciągu 120 godzin, czyli do 5 dni po ryzykownym współżyciu. W tym przypadku, co jest zaznaczone w charakterystyce produktu, zalecane jest przyjęcie tabletki do 78 godzin – wtedy do ciąży nie powinno dojść. Natomiast między 78 a 120 godzinami istnieje ryzyko ok. 2,6 procent zaistnienia ciąży. Jeśli chodzi o skutki uboczne to mogą być one bardzo różne. Zaburzenia nastroju, senność, migreny, bóle głowy, zawroty, nudności, bóle brzucha, zapalenie pochwy, krwawienia, zmiany skórne, pokrzywki, uczulenie, świąd, suchość w ustach, refluksy, zaburzenia w drogach moczowych, bóle nerek, pęcherza, etc. Jak widać jest ich trochę i występują z różną częstością, niektóre od 1 na 10 przypadków, inne od 1 na 10 tysięcy przypadków.


– Teraz przejdźmy do najbardziej kontrowersyjnych dylematów: czy korzystanie z antykoncepcji awaryjnej powinno mieć jakieś ograniczenia, oprócz wieku?

– Moim zdaniem pomysł o niekontrolowanej dostępności do tabletki „dzień po” – w związku z filozofią stosowania leków w ogóle jest – delikatnie mówiąc – wątpliwy. Jeśli zastanowimy się nad tym, że nawet witamina D3 w większej dawce np. zawierająca 20.000 jednostek, wymaga recepty, nie mówiąc już o wszelkich lekach hormonalnych, które stosujemy czy to w leczeniu przekwitania, czy zaburzeniach hormonalnych, czy antykoncepcji, wymagają recepty lekarskiej. A tu nagle tabletka „dzień po”, która zawiera bardzo dużą dawkę hormonu miałaby być traktowana jak „landrynka”. Tu należy postawić pytanie: co z bezpieczeństwem pacjentek? Jeśli chodzi o wiek, to trzeba podkreślić, że 16-latka i każda osoba do 18. roku życia ma ograniczone prawo do podejmowania decyzji zdrowotnych w kontakcie z lekarzem. Za każdym razem – podczas wizyty w gabinecie – albo musi jej towarzyszyć rodzic, albo musi potwierdzić swą wiedzę o tej wizycie. Tak samo jest z antykoncepcją. Chcąc przepisać tabletki antykoncepcyjne osobie 16-letniej, mogę to zrobić jedynie za wiedzą lub zgodą rodzica. Takie jest obowiązujące prawo! Pomysł swobodnego dostępu do tabletki „dzień po” miałby swoje uzasadnienie, gdyby również inne leki hormonalne były dostępne bez recepty. Jest jeszcze kilka innych wątpliwych kwestii. Nawet producent tabletki „dzień po” nie określa działań niepożądanych w sytuacji wielokrotnego jej stosowania w ciągu miesiąca. 16-latka nie jest osobą dorosłą, i może popełniać błędy. W związku z tym istnieje ryzyko, że tabletki „dzień po” będą przyjmowane wiele razy w trakcie jednego cyklu. Oczywiście, chcę zaznaczyć, że nie jestem przeciwnikiem antykoncepcji. Sam przepisuję takie leki moim pacjentkom w sytuacji awaryjnej. Rozumiem trudne sytuacje życiowe. Ale muszę w tym momencie dodać, że nawet po zażyciu tej tabletki zdarzały się ciąże. Nie jest ona panaceum, czyli lekiem zabezpieczającym w 100 procentach przed niechcianą ciążą.

– Zagrożeniom, o których Pan doktor wspomniał miałby zapobiec pomysł o wcześniejszym przeprowadzeniu wywiadu przez farmaceutę.

Mówi się również o zgodzie rodziców i limicie – raz na 30 dni. – Czyli zamieniamy zalecenia lekarskie na ocenę farmaceuty? Ten pomysł dopisany był pewnie „na kolanie”. Niby skąd farmaceuta będzie wiedział, że dana osoba nie zażyła już w danym miesiącu tabletki „dzień po”? Jak on sprawdzi, że ma zgodę rodziców? Zadzwoni do nich technik z dyżuru, na przykład o godzinie 2.00 w nocy, kiedy to 16-latka pojawi się w aptece? A jeśli już koleżanki kupiły jej kilka tabletek „na siebie”? Poza tym, jak aptekarz sprawdzi, czy dana młoda osoba nie jest przewlekle chora czy nie ma uszkodzonej wątroby, nerek, albo jest po przeszczepie? Będzie prowadził wywiad zdrowotny w obecności innych osób postronnych? A gdzie RODO? A gdzie prawo pacjenta do poufności spraw zdrowotnych? Wiele sytuacji zdrowotnych stanowi przeciwwskazanie do stosowania antykoncepcji, w tym awaryjnej! Ja to mogę sprawdzić w dokumentacji pacjentki m.in. w systemie. W ciągu mojej praktyki zdarzały się u pacjentek przewlekłe zaburzenia miesiączkowe, wywołane antykoncepcją lub nawet powikłania. Skąd farmaceuta będzie to wiedział? Dla mnie wszystko to jest robione na szybko, bez przemyślenia, żeby pokazać, że coś robimy. To kolejny nieprzygotowany pomysł i populizm ideologiczny. Na koniec chcę zaznaczyć, że jestem „zwykłym ginekologiem”, który przedstawia swoje zdanie oparte na długoletnim borykaniu się z przeróżnymi problemami pacjentek. Oczywiście najbardziej miarodajna byłaby ocena przedstawiciela Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników. Proszę przyjąć moją wypowiedź jako wątpliwości lekarza „pierwszej linii walki o zdrowie”.

– Dziękuję za rozmowę.


Śledź nas na