Jak podają członkowie Klubu Żeglarskiego
„Energetyk”, pomysł na taką przygodę powstał już w 2014 roku. – Różne rzeczy
spowodowały, że odbyło się to dopiero teraz, po 10 latach. Kolega, który wtedy
prowadził rejsy, zmarł w 2016 roku i przez to ja musiałem zdobyć więcej
doświadczenia, żebyśmy mogli zrealizować ten pomysł. Pierwszy rejs prowadziłem
w 2018 roku, ale to mój pierwszy raz na Wyspach Zielonego Przylądka, a ogólnie
był to już piąty klubowy rejs atlantycki – mówił Maciej Hetke. W poprzednich
latach żeglarze „Energetyka” pływali w takie miejsca jak Wyspy Kanaryjskie,
Madera, Wyspy Grecji, Sycylia, Wyspy Alandzkie, Kopenhaga, Oslo, Morze Północne
i teraz Wyspy Zielonego Przylądka.
Rejs pełen wyzwań
Początek rejsu nie był jednak zbyt
przyjemny, ponieważ przed wypłynięciem na Ocean Atlantycki, ekipa nie mogła
wyruszyć w zaplanowanym terminie. Podczas inspekcji jachtu znaleziono
uszkodzenie, którego trzeba było się pozbyć, aby zapewnić bezpieczeństwo
żeglarzom. Maciej Hetke podkreślał jednak, że najtrudniejsze było jednak
utrzymać dobrą atmosferę przez cały okres. – Tym razem było nas 12 osób.
Byliśmy zamknięci na małej przestrzeni przez około trzy tygodnie, więc chodziło
o to, aby atmosfera była dobra. Trzeba być też przygotowanym na warunki, które
mogą przydarzyć się na wodzie – tłumaczył.
„Życie poza Unią Europejską wygląda troszeczkę inaczej”
W końcu po kilku dniach
oczekiwania udało się wypłynąć w kierunku Sao Vicente – Mindelo, a na ekipę
„Energetyka” czekało 860 mil morskich do pokonania. Opóźnienie spowodowało
jednak zmianę planów i nie udało się odwiedzić wyspy El Hierro. Podczas
pierwszego etapu rejsu „Grogu” klubowa załoga przepłynęła rekordowe 946 mil
morskich. – Życie poza Unią Europejską, poza strefą Schengen, wygląda
troszeczkę inaczej. Za każdym razem musieliśmy być weryfikowani czy załoga jest
w takim samym składzie, czy nie przewozimy imigrantów między wyspami – mówił
Maciej Hetke.
Spędzili 270 godzin na wodzie
Po prawie 3 tygodniach na wodzie
i pięciu etapach (ostatnim było przepłynięcie z wyspy Boavista na wyspę Sal),
ekipa klubu żeglarskiego „Energetyk” zakończyła rejs z wynikiem 1365 mil
morskich, pokonanych w 270 godzin (53 h na silniku i 217 h na żaglach). – Każda
wyspa jest inna, niektóre są bardziej turystyczne, inne nieodkryte, gdzie
turystyka zaczyna dopiero raczkować. Nie ma tam aż takiego rozwoju, więc jeśli
chodzi o medycynę czy inne rzeczy, człowiek jest zdany na siebie – podkreślał
kapitan wyprawy.
Kiedy kolejna wyprawa?
Następny rejs atlantycki
członkowie Klubu Żeglarskiego „Energetyk” planują na 2027 rok, kiedy to będą
świętować jubileusz 70-lecia. Jak wyjaśniał Maciej Hetke, wtedy w planach jest
wyprawa na Azory lub nawet na drugą stronę Oceanu Atlantyckiego. – W
listopadzie zazwyczaj zaczynamy od spotkania i ustalamy, gdzie będziemy chcieli
się udać w następnym roku. Potem całą zimę siedzę w książkach, żeby jak
najlepiej przygotować się do rejsów. Wiadomo, że wszystkiego nie da się
zaplanować, bo decydujący jest wiatr, ale trzeba wiedzieć wcześniej, co może
człowieka spotkać po drodze – mówił.
Fot. FB/Klub Żeglarski „Energetyk”