Wakacyjna miłość zdarzała się chyba każdemu. Oderwani od codziennych obowiązków pracy, szkoły, rutyny i stresów, bardziej otwarci emocjonalnie, chętniej niż zwykle nawiązujemy nowe kontakty i oczywiście zakochujemy się. Czasami po przysłowiowe uszy i aż po grób. Jak twierdzą wytrawni znawcy dziewięć na dziesięć tych zauroczeń kończy się niestety po tygodniu. Wówczas pozostaje złamane serce i rozczarowanie.
O wakacyjnych miłostkach można by długo opowiadać. Towarzyszą zarówno nastolatkom, jak i ludziom dojrzałym. Ci, którzy ich doświadczyli jednym głosem mówią: w każdym wieku są piękne. To szczera prawda. Dzieje się tak, ponieważ zwykle finiszują na etapie zakochania i omija je tak zwana proza życia. Jednak ta miłostka nie zawsze przemija. W niektórych przypadkach jej uwieńczeniem jest ślub.
Letnie kanikuły
…to okazja do nieskrępowanego bycia sobą lub zagrania roli kogoś całkowicie innego. Jesteśmy zwykle w obcym miejscu, nikt nas nie zna, więc czemu nie spróbować? Kusi świadomość: znów możemy się podobać, ktoś o nas będzie zabiegał i przy tej osobie będziemy doskonali. Dlatego bywa, że naprawdę warto zafundować sobie taką małą psychoterapię?
Aby wakacyjny romans odniósł oczekiwany skutek
Zaleca się, żeby nie traktować go zbyt poważnie. Oczywiście bywa, że staje się podwaliną poważnego związku, ale najczęściej gaśnie wraz z powrotem do domu. Tutaj chodzi o dobrze spędzony czas, relaks i zabawę. Jeśli u singli dodatkowo coś zaiskrzy – to super.
Trzeba wyjechać z domu
Do wyjazdu na urlop lub przerwę w nauce przygotowujemy się przez cały rok. Marzymy wówczas o plaży, słońcu, spacerach przy blasku księżyca i pocałunkach? Panie dodatkowo jak przystało na romantyczki – o wyśnionym mężczyźnie, bez którego wakacje byłyby fiaskiem, zaś panowie o przygodach damsko-męskich. I tak powinno być, bowiem pod wpływem uczucia jakim jest miłość piękniejemy nie tylko na duszy, ale i na ciele, a dzięki danemu uczuciu stajemy się lepsi, milsi i częściej się uśmiechamy. Ponadto świadomość, że się komuś podobamy pozwala zapomnieć o własnych kompleksach i przywarach. W sumie stajemy się tacy jakimi nas widzą drugie połówki. Ten czas i późniejszy brak bezpośredniego kontaktu – jeśli oczywiście znajomość przetrwa – w realnym świecie, daje świetne warunki do tworzenia iluzji na temat ukochanej czy ukochanego. Jednak dla wielu podjęcie decyzji o bliższym poznaniu jest zbyt trudna, dlatego te związki są najczęściej w fazie oczarowania i zakochują się wciąż od nowa i od nowa. Fakt ten tłumaczą chęcią znalezienia tej jedynej – jedynego, ale przecież ideałów nie ma!
O uchylenie rąbka tajemnicy i odrobinę wspomnień poprosiliśmy także napotkanych przechodniów. Oto co usłyszeliśmy.
– Swoją wakacyjną miłość przeżyłam w ubiegłym roku. Poznaliśmy się na zabawie zorganizowanej na prowincji. Nasze oczy spotkały się podczas tańca i coś zaiskrzyło. Resztę wieczoru spędziliśmy już razem i taki był początek. Kontynuacją znajomości stały się wspólne rozmowy na portalu internetowym, potem wymiana telefonów i kolejne spotkania w realu. Wkrótce zaowocowało to częstszymi widzeniami. Jesteśmy ze sobą do dzisiaj. Teraz chodzimy ze sobą i mam cichą nadzieję, że wyniknie z tego coś jeszcze poważniejszego – opowiada pani Joasia.
– Jak byłam jeszcze bardzo młodą osóbką dość często zdarzały mi się takie zauroczenia. Głównie podczas wakacji. Trwało, to nie dłużej jak miesiąc, góra dwa. Czasami pisywaliśmy do siebie listy. Teraz mam chłopaka, ale zawsze chętnie wracam pamięcią do tych młodzieńczych lat. Wśród znajomych mam koleżanki, które są moim zaprzeczeniem. Ich wakacyjne flirtowanie przerodziło się w poważne związki – kontynuuje studentka Iza.
– Byłam wtedy jeszcze w podstawówce. Wyjechałam na kolonie i zakochałam się. Niestety, platonicznie. Pamiętam, że to trwało i trwało. Może jakbym była bardziej odważna powiedziałabym o swoim uczuciu, a tak w skrytości cierpiałam i wzdychałam do tego jedynego. Wszelkie żale ubierałam w słowa i skrzętnie zapisywałam. W miarę dorastania zdarzało mi się coraz rzadziej podkochiwać. Teraz twardo stąpam po ziemi i zamiast przelotnych miłostek szukam czegoś trwałego – opowiada pani Izabela.
– Mając siedemnaście lat szalałam z miłości do takiego jednego młodzieńca. Zaczęło się prozaicznie: na kolonii. Potem kwitło jeszcze przez około dwa lata. Pisaliśmy do siebie, wymienialiśmy zdjęciami i niestety, jakoś się wszystko z czasem urwało. Pozostały wspomnienia. Zawsze bardzo miło myślę o tamtym okresie swego życia. W tajemnicy przyznam, że ostatnio nawet szukałam z tą osobą kontaktu. Niestety, bezskutecznie. Potem była jeszcze jedna miłość, ta prawdziwa. Nie zapomnę jej nigdy i nawet teraz, kiedy o tym opowiadam robi mi się tak jakoś ciepło na sercu – wspomina już dorosła Magda.
Zatem te miłostki na pewno nie są szkodliwe, a wręcz potrzebne, ponieważ ładują akumulatory, poprawiają nastrój i samoocenę. Poza tym przyprawiają o zawrót głowy i sprawiają, że czujemy się najzwyczajniej szczęśliwsi. Ponadto zawsze jest nadzieja, że przerodzą się w coś poważnego i na całe życie.