Jak wyjaśnia, stara się z żoną pojawiać w kościele w każdą niedzielę wraz ze swoim 3,5-letnim synkiem, który jest obecnie na etapie zadawania tysiąca pytań dziennie typu „a po co?” albo „dlaczego?”. – Tłumaczymy mu o co chodzi we mszy świętej i razem chodzimy do komunii – napisał burmistrz. – W tę niedzielę w swoim parafialnym kościele się jednak nie pojawimy. Dlaczego? Ponieważ obok kościoła stanęły billboardy z drastycznymi fotografiami dzieci po aborcji. Jak mam to wytłumaczyć 3,5-latkowi? Pojawienie się nawet niewielkiej ilości krwi na paluszku albo kolanie mojego synka powoduje u niego straszny lament i konieczność „leczenia” plasterkiem. Włączenie nieodpowiedniej kreskówki, w której pojawia się postać o groźniejszym wyrazie twarzy wywołuje u Mateuszka strach i powoduje płacz… Jako rodzic małego dziecka nie wyobrażam sobie narażania Go na takie drastyczne widoki i nieprzespane noce z powodu koszmarów.
Rozmawiał z proboszczem
Burmistrz rozumie spór ideologiczny w
kwestii aborcji, bo żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo do bronienia swoich
racji. – Ale takie zdjęcia powinno się ewentualnie pokazywać kobietom, które
podejmują decyzję o aborcji, żeby znały konsekwencje swojej decyzji, a nie postronnym
osobom w tym małym dzieciom. Od samego rana otrzymuję telefony i zdjęcia od
zbulwersowanych mieszkańców. Rozmawiałem telefonicznie z księdzem proboszczem,
który o happeningu wie. Wyraziłem swoją opinię tożsamą z powyższym wpisem. Rozumiem
intencję walki o życie. Nie rozumiem jednak formy przekazu… Nie w taki sposób!
– stwierdza Mariusz Musiałowski.