Takiego oblężenia konińska książnica pewnie nie pamięta. Wszystko za sprawą pierwszego po wakacjach spotkania z cyklu „Konin lubi książki”. Jego bohaterem był ks. Adam Boniecki. Ciekawą rozmowę, pełną anegdot, ale i życiowych mądrości, prowadził Jerzy Kisielewski.
Choć ks. Adam Boniecki podobno nie lubi mówić o
sobie, liczna konińska publiczność w napięciu i ciszy czekała na kolejne ciekawe
historie z jego życia. Bo ma ich wiele. Studiował na KUL-u i w Paryżu. Był duszpasterzem
akademickim. W 1964 roku wstąpił do redakcji Tygodnika Powszechnego i ten
związek trwa do dziś. – To jedyny
tygodnik, któremu rośnie. Wszystkim spadło, a jemu rośnie. To fenomen –
mówił z uśmiechem Kisielewski. W roku 1979 ks. Boniecki pojechał do Watykanu,
by tam uruchomić polską edycję organu prasowego „L′
W bibliotece opowiadał o swoich kontaktach z Janem Pawłem II, o jego obawach o losy kościoła, nie uciekał od osobistych anegdot. Mówił o tym, że jechał w papamobilu. O tym, że lata temu, pływając kajakiem po jeziorze licheńskim, otarł się o śmierć, gdy kajak się przewrócił. Przyznał też, że brał udział w zmniejszeniu bazyliki licheńskiej, bo według planów jej pomysłodawcy ks. Makulskiego, miała być dwa razy większa. Nie unikał tematów trudnych, odpowiadając na pytanie o podziały w polskim kościele. – Jeżeli potrafimy przejść na poziom, który łączy nas ludzi wierzących, to możemy się wtedy różnić. Podziały i agresja wynikają często z niepewności swojego, że człowiek boi się dyskusji, że nie sprosta zarzutom i argumentom. To lęk przed rozmawianiem. Wtedy zostaje tylko obrzucanie się inwektywami. Jeśli zdobędziemy się na to, że potrafimy rozmawiać, podejmiemy wysiłek by zrozumieć innych ludzi. Rozmawiajmy o sprawach, które nas różnią. Tygodnik Powszechny to konsekwentnie robi – mówił ks. Adam Boniecki.